Zimno, mokro, wiatr urywa głowę. I tak co weekend. Dzisiaj to był prawdziwy pogodowy armagedon - rano chociaż zimno ale świeciło słońce, w południe niebo zaczęło robić się granatowe, błyskało się, grzmiało i zaczął sypać grad.
Schowaliśmy się więc w domku. Gdy się uspokoiło i wyjrzało słońce, zrobiło się nawet przyjemnie. Można było na chwilę rozsunąć grube, krępujące ruchy kurtki. Bo pracujemy ubrani jak w zimę- czapki, polary, kurtki, rękawice, grube skarpety.Zdążyliśmy przeciąć trzy drzewa, naprawić siatkę w płocie i znów przyszła nawałnica (dosłownie widziałam zmierzającą w naszą stronę ścianę śniegu/gradu. No po prostu jakaś masakra.
To bardzo przeszkadza w zaplanowanych pracach w ogrodzie. Ba żeby to było tylko na wiosnę ale nie bo jesień też tak wyglądała. Jedyny plus takiej aury to studnia pełniusieńka wody. Minusów jest znacznie więcej: nieuprzątnięte jesienią spady z jabłoni (gniją, pleśnieją i trzeba je zgrabić i zutylizować), dopiero dziś udało się obciąć wszystkie jabłonie,ciężko z paleniem gałęzi (bo mokro),nie mogłam wykonać oprysków ochronnych (bo zimno i deszcz), prace w ogrodzie opóźnione. Mimo to przyroda budzi się do życia i lada moment wymknie się zupełnie spod naszej kontroli (trawa do koszenia, chwasty do pielenia).
Oby majówka była ciepła!