W sobotę na kilka godzin wpadliśmy do Darłówka. Przeurocza nadmorska miejscowość. Piękna, szeroka i piaszczysta plaża. Port morski, kilka uliczek z ładną zabudową, latarnia, rozsuwany most. Naprawdę miłe miejsce poza sezonem. Latem musi być zatłoczone. Teraz też spotkać można kuracjuszy i zielone szkoły. Mimo pochmurnego nieba spacer był dużą przyjemnością. Szkoda, że tak daleko od Włocławka - około 4 godziny jazdy w jedną stronę.
Korzystając z pobytu nad morzem chcieliśmy zjeść świeżą rybkę. Spacerując po porcie widzieliśmy kutry i sprzedawane z nich świeże ryby. Na jednej z knajp widniał napis, że podają ryby z kutra nr 6. Widzieliśmy na własne oczy dopiero co złowione owoce morza więc bez obaw weszliśmy do smażalni "U RYBAKA". Było trochę gości więc pomyśleliśmy, że miejsce ok. Nawet papierowe talerzyki nie zapaliły w nas czerwonej lampki. Piotr zamówił sobie kargulenę, frytki i surówkę. To co dostał to była prawdziwa masakra. Ryba usmażona we frytownicy, spalona, sucha. Frytki też suche i twarde, pachnące rybą. Tak zepsuć świeżą rybę to zbrodnia. Nigdy jeszcze nie dostaliśmy tak parszywego jedzenia. Jak to się ma do tawern i konob w Chorwacji, Czarnogórze czy na Krecie? A cena porównywalna.
A to było akurat fajne.