Gdy docierały do Polski wiadomości o zagrożeniu wirusem i o tym co się działo w Chinach i Włoszech zdawaliśmy sobie sprawę, że prędzej czy później będziemy musieli zmierzyć się z koronawirusem. Do 12 marca, gdy w Polsce było kilka przypadków zakażeń, wszystko właściwie było normalnie. No może bardziej zwracaliśmy uwagę na higienę rąk. Tego dnia zamknięto do odwołania szkoły - w tym uczelnie. Wprowadzono ograniczenia w poruszaniu się i zgromadzeniach. I już wtedy wiedzieliśmy, że wszystkie plany dziewczyn muszą ulec zmianie.
Ada miała wrócić do Łodzi na ostatni semestr studiów magisterskich. Nie mogła się zdecydować czy wynająć pokój, czy zamieszkać z koleżanką w akademiku. Na decyzję wpływały też losy innych osób (z którymi miałaby ewentualnie mieszkać). Ostatecznie zdecydowała, że będzie dojeżdżać na zajęcia bo ma ich niewiele w planie. Zdążyła być może raz i zaczęła się "zaraza". I właściwie szczęście, że nie wynajęliśmy żadnego pokoju bo nie ponosimy żadnych kosztów. Ada w porozumieniu z promotorką napisała część teoretyczną pracy i czeka na możliwość zrobienia badań do części praktycznej pracy. Ma jakieś zajęcia on line ale w bardzo małej ilości. Obrona w czerwcu stoi pod znakiem zapytania.
Marta zdążyła zaliczyć sesję i zajęcia zostały zawieszone. Uczelnia zorganizowała zdalne zajęcia w weekendy. Włącza więc komputer i słucha wykładów. Niestety również jej praca w agencji jest zawieszona. Przez skypa odbywają się zajęcia z kosmetyczką, fotografem, trenerką fitness itp.
Dziewczyny siedzą więc w domu i się integrują. Pies szczęśliwy. Oczywiście my też. Robią sobie pyszne śniadanka, czasem obiady, sprzątają, oglądają seriale. Ada plecie makramy, ukończyła szkolenie teoretyczne do Ligii Akademickiej, biega i ćwiczy żeby dostać się do Policji. Marta uczy się języków online. Ada gra namiętnie w chińczyka ze znajomymi. Na skypie urządzają sobie pogaduchy.
Przez właściwie dwa miesiące nie ruszały się z domu - chyba, że z psem albo na Maliszewo.
Ja i Piotr pracujemy.
Mojej szkoły nie ma jak zamknąć bo co z uczniami? Jest zakaz poruszania więc do domu nie mogliby pojechać. Nie możliwe byłoby zdalne nauczanie. Pracujemy więc w miarę normalnie a nawet więcej bo niektóre koleżanki skorzystały z zasiłku opiekuńczego (bo zamknięte przedszkola i szkoły). Nie mieliśmy też przerwy świątecznej bo: raz brak możliwości poruszania się a po powrocie konieczność kwarantanny. Na początku były obawy przed kontaktem z innymi osobami - podawać rękę na przywitanie (bo według zaleceń - nie), kiedy i jak dezynfekować ręce, przyrządy itp. Oczywiście nie dałoby się zachować idealnej higieny (przekazujemy sobie dzienniki, uczniom pożyczamy długopisy, sprawdzamy sprawdziany i zeszyty). I co wszystko i co chwilę przecierać żelem dezynfekującym? Przeszliśmy więc do zwykłego porządku pracy z poszerzeniem używania żelu do rąk (chłopcom aż ręce popękały od częstego mycia), raz dziennie dezynfekowane są klamki. Najbardziej obawialiśmy się nowo przywiezionych wychowanków - całe szczęście było ich tylko kilku i po tygodniowej kwarantannie na izolatce. Izolowali się również koledzy, którzy mieli kontakt z powracającymi z zagranicy dziećmi lub małżonkami. Przez pewien czas niektórzy mieli spakowane torby z podstawowymi rzeczami gdyby trzeba było zostać na kwarantannie z uczniami.Słowem wszyscy staramy się zdroworozsądkowo uważać żeby zminimalizować zagrożenie zakażeniem się wirusem. Teraz gdy do końca roku szkolnego został niecały miesiąc jesteśmy już bardzo zmęczeni całą sytuacją my i uczniowie. Są już tak długo bez możliwości zobaczenia się z rodzinami, że są poddenerwowani i zniecierpliwieni. W dodatku nie wychodzą nigdzie poza boisko szkolne (normalnie o tej porze roku jest mnóstwo turniejów, wyjść do kina itp) I tak znoszą to dzielnie i chyba lepiej niż się obawialiśmy. Jedynym plusem zakazu przemieszczania się był brak porannego ruchu . Naprawdę był czas, że było pusto na ulicach. Było to takie zaskakujące i smutne. Szczególnie odczuwałam to przejeżdżając obok szkoły.
Piotr też pracuje i na co dzień dojeżdża do Bydgoszczy pociągiem. Też w pewnym czasie zabrał spakowaną na kilka dni torbę ale na szczęście na razie się nie przydała. Przez pewien czas miał kłopoty z dojazdem koleją bo polikwidowano niektóre połączenia.Od wprowadzenia obowiązku noszenia maseczek całą drogę w pociągu spędza z zasłoniętym nosem i ustami. Co prawda pasażerów jak na lekarstwo ale obowiązek jest.
Zgodnie z zaleceniami izolowaliśmy się od wszystkich z którymi nie musimy się spotykać. Ponad miesiąc nie spotykałam się z mamą. Nie odwiedzaliśmy rodziców w Lipnie. Do tej pory nie spotkaliśmy się z Małymi. Święta wielkanocne w tym roku każdy spędzał tylko w gronie domowników. Całe szczęście pogoda dopisała w miarę i my pojechaliśmy na obiad wielkanocny na Maliszewo. Wszyscy na chwilę widzieliśmy się na skypie.
Pandemia zamknęła zakłady fryzjerskie. Ja nie mam z tym większego problemu, chociaż chciałabym już odwiedzić moją fryzjerkę. Piotr natomiast obcinał się maszynką pożyczoną od moich uczniów. Nie wyszło najgorzej.
Zawsze często podróżowaliśmy. A to do Łodzi a to do Gdańska albo Warszawy albo po prostu przed siebie. Teraz podróżujemy tylko do Maliszewa. A ceny paliwa spadły na łeb na szyję - nawet do 4,19 zł (już niestety pną się w górę). Najsmutniejsze jest to, że nasze wakacje stoją pod ogromnym znakiem zapytania. Mieliśmy w planach następną część Włoch. Ale teraz nawet jeszcze granice są zamknięte a wyjazd za nie skutkuje dwutygodniową kwarantanną. Stopniowo państwa luzują zakazy żeby wspomóc turystykę ale wiąże się to z ryzykiem zakażenia. Co gorsze nie wiadomo jak wszystko będzie funkcjonować i boję się, że smakowanie miejsc może wyglądać jak lizanie loda przez szybę. A wakacje w Polsce? No szykuje się niezły tłum nad morzem i w górach. Już teraz większość małych pensjonatów jest pozajmowana. Po za tym będą ograniczenia wstępu na szlaki i na plaże. Już widzę dzikie tłumy czekające na miejsce w restauracji. Więc chyba pozostaje działka (a te teraz są w cenie -ludzie szukają własnego kawałka ziemi, żeby nie być zamkniętym w razie czego w czterech ścianach). Tym bardziej, że nie wiadomo jak dziewczynom uda się pozamykać naukowe sprawy a Ada w sierpniu zaczyna poligon.
Marzy mi się ciepłe morze i śpiew cykad.
Cały ten czas spędzony rodzinnie w domu jest naprawdę bardzo fajny. Czuję się jakby czas się cofnął. Dobrze razem jeść, oglądać filmy, rozmawiać. Zatrzymać się na chwilę i skupić na podstawowych sprawach.