Ostatniego dnia pobytu wpadliśmy do Zakopanego. Po śniadaniu spakowaliśmy się i pożegnaliśmy z Gospodarzami. Było zimno (-6) , nie widać było gór i popadywał śnieg. Aby tradycji stało się zadość musieliśmy odwiedzić stolicę polskich gór. Już wcześniej pisałam, że mieszkać tam bym nie chciała ze względu na smog i tłum, ale lubię pobyć chwilę na Krupówkach, pójść na targ pod Gubałówką. Uwielbiam też Scenę Kawiarnię w Teatrze Witkacego. Niestety w tym roku trafiliśmy na sezon ogórkowy (już trwa post) i ani w Witkacym ani w Domu Ludowym w Bukowinie nie było spektakli. Wieeelka szkoda. A wracając do Krupówek - jest lepiej. Nie ma już krzyczących , durnych reklam na budynkach. Mniej jest handlujących chińszczyzną. Na targu też porządek- oscypki w ladach chłodniczych, stanowiska do sprzedaży uporządkowane i ładnie zbudowane. Oczywiście jeszcze zdarzają się kwiatki - np. moje ulubione żywe maskotki. Mam nadzieję, że proces oczyszczania Zakopanego z wątpliwych atrakcji będzie trwał. Tutaj też się dużo buduje ale na całe szczęście większość budynków jest w stylu zakopiańskim.
Przed wyjazdem został nam jeszcze jeden punkt programu - obiad w Schronisku Smaków. Ada nie była jeszcze w tym miejscu więc wróciliśmy do Bukowiny. Zjedliśmy przepyszny obiad w bardzo klimatycznym miejscu (w bardzo rozsądnej cenie) i ruszyliśmy dalej.
Po drodze obserwowaliśmy postępy w pracach na Zakopiance. Droga zajęła nam 6 godzin. Mimo robót drogowych jechało się sprawnie.
Podsumowując nasz krótki wyjazd był bardzo udany. Udało się: zobaczyć góry, pojeździć na stokach, odwiedzić Zakopane, zjeść obiad u Magdy Gessler, odpocząć, zmienić klimat, poczuć zimę.
Nie udało się - spróbować jazdy na biegówkach. Nadprogramowo odwiedziliśmy Słowację i fantastyczną Ścieżkę w Koronach Drzew. Najważniejsze jest to, że spędziliśmy ten czas razem.