17 września 1946 roku urodził się Tata. W tym roku kończyłby 77 lat. Jego pasją były odkąd pamiętam ptaki. Moje wspomnienie z dzieciństwa z tym związane to wyprawa zimą do lasu na Glinki z długą bambusową tyczką na której końcu był specjalny klej. Jak odbywało się chwytanie ptaszka nie pamiętam. Wspominam też klatki z małymi ptakami: szczygłami, kanarkami powieszonymi w kuchennym oknie u babki Kucowej. U nas w domu też właściwie ciągle były jakieś ptaki. Tata lubił jak śpiewają. W pewnym momencie Tata zajął się papugami i miał ich około 70. Były nimfy, faliste, nierozłączki, rozelle. Były piękne! Tata nawet sprzedawał papugi do sklepu zoologicznego. Miały u niego doskonałe warunki - zbudował im specjalne woliery, składały jaja, miały młode. Po śmierci Taty szybko musieliśmy znaleźć ptakom dom bo nikt z nas nie znał się na ich pielęgnacji. Został tylko Hugo - nimfa - mieszka z nami. Zresztą nie tylko takimi ptakami Tata się zajmował - były kury, kaczki, gęsi, perliczki, indyki. No kochał po prostu tych skrzydlatych braci. One chyba go też - po jego odejściu rano słyszałam koło domu rodziców taki śpiew ptaków jakiego nigdy wcześniej i nigdy później nie słyszałam.