Po świętach przydarzył nam się Kraków. A to za sprawą Marty i jej pomysłu na spędzenie sylwestra w Albanii. Znalazła na Instagramie dziewczyny, które organizowały wyjazd od 28 grudnia do 3 stycznia. Podjęła odważną decyzję i zdecydowała się wyjechać z grupą nieznanych sobie osób. Wzięła wolne w pracy, spakowała się i ruszyła na przygodę.
Wyjazd był z Krakowa w czwartek rano. Postanowiliśmy ją odwieźć i spędzić dwie noce w grodzie Kraka. Okazało się, że Ada jest wolna bo jej zakład ma postój i bardzo chętnie z nami pojedzie. Jak zakiełkował pomysł o krótkim wypadzie międzyświątecznym był plan na jedną noc w Krakowie i skok w góry. Ponieważ śnieg zniknął i z tamtego regionu i chyba cała Polska postanowiła wyjechać na południe to pomysł z górami odpadł. Stwierdziliśmy, że spędzimy w Krakowie dwie noce i spokojnie zobaczymy to czego nie udało nam się odwiedzić w 2019 roku.
Do Krakowa dotarliśmy w środę wieczorem. Zakwaterowaliśmy się w wynajętym apartamencie Old Market Residence na ulicy Filipa tuż przy rynku Stary Kleparz. Lokum znajduje się w zabytkowej kamienicy położonej blisko największych atrakcji - Rynku Głównego ale też dworca, galerii. Apartament urządzony bardzo stylowo ze wszystkimi udogodnieniami. Fajny sposób zameldowania przez kody - czyli totalna wolność co do godzin przyjazdu. Samochód zostawiliśmy na parkingu strzeżonym naprzeciwko (cały dochód z niego idzie na środowiskową świetlicę).
Zostawiliśmy walizki i poszliśmy na ostatnie zakupy do Albanii. Marta spotykała się jeszcze z ekipą wyjazdową a my pochodziliśmy po jarmarku na rynku. Pogoda była całkiem nie zimowa - ciepło na tyle, że można było niespiesznie pospacerować, pięknie świecił księżyc. Usiedliśmy w restauracji na drinki i gdy Marta skończyła spotkanie wróciliśmy do pokoju. Trzeba było jeszcze przepakować walizkę i kłaść się spać bo rano pobudka.
W czwartek wstałam rano i gdy Marta się przygotowywała do wyjścia na dworzec poszłam po śniadanie do piekarenki obok. Super miejsce trzy kroki od apartamentu. Na miejscu świeże pieczywo, gotowe kanapki, tosty na ciepło, kawa. Można usiąść i obserwując piekarzy zjeść śniadanko. Kupiłam ciepłe tosty i kawę. Marta zjadła śniadanie, dopakowała się i razem odprowadziliśmy ją na dworzec autobusowy parę minut drogi od pokoju. Tam już czekała zebrana grupka uczestników wyjazdu. Pożegnaliśmy się życząc Marcie dobrej zabawy a my wróciliśmy do siebie. Po drodze zajrzeliśmy na rynek Stary Kleparz - kolorowy, pełen warzyw, owoców, serów, ubrań, bibelotów. W apartamencie czekała na nas Ada z gotowym planem wycieczki po Krakowie. A że spędziła kilka miesięcy w tym mieście i dotarła do bardzo ciekawych miejsc to była wspaniałym przewodnikiem. Pogoda była wymarzona - ciepło (rozpięte kurtki), słoneczko i bezwietrznie - idealnie.
Ruszyliśmy z Kleparza przez Rynek, Sukiennice, Wawel w kierunku kładki ojca Bernatka. Poprzednim razem zwiedziliśmy niezwykle interesujące muzeum historii Krakowa znajdujące się pod płytą Rynku Głównego, Byliśmy również na Wawelu w Katedrze. Tym razem przez Wawel przespacerowaliśmy - wrócimy jeszcze kiedyś żeby zwiedzić nową trasę - Lapidarium. Usiedliśmy na moment na bulwarach dla odpoczynku nóg i ruszyliśmy dalej. Po drodze podziwialiśmy wyeksponowane w różnych miejscach szopki krakowskie - prawdziwe cudeńka.
Obraliśmy kurs na Hevre
"Narożny budynek na skrzyżowaniu ulic Meiselsa i Bożego Ciała to dawny dom modlitwy Chewra Tehilim (Bractwa Psalmowego) wzniesiony w 1896 roku. Na parterze mieściła się sala modlitewna, galeria była przeznaczona dla kobiet. W trakcie II wojny światowej wnętrze zostało zdewastowane przez nazistów. W 1951 roku do budynku wprowadził się Zespół Pieśni i Tańca „Krakowiacy”, który działał tam przez ponad 50 lat. Od 2016 roku funkcjonuje w nim klub Hevre. Wnętrze zachwyca już od progu – na suficie zawieszono kryształowe żyrandole, zaś na ścianach znajdują się utrzymane w błękicie i zieleni zabytkowe freski z widokami Jerozolimy, odkryte w 2008 roku. Warto przyjrzeć im się bliżej – na zachodniej ścianie umieszczono wizerunki zwierząt: lwa, tygrysa, orła i jelenia w ozdobnych obramowaniach, na ścianie wschodniej pozostała wnęka po aron ha-kodesz (szafie ołtarzowej do przechowywania zwojów Tory) otoczona fragmentami zachowanej czerwonej kotary. Na klubokawiarnię zaadaptowano także piwnicę, w której odbywają się koncerty i imprezy, oraz pierwsze piętro z salą multimedialną i miejscem do pracy twórczej. Hevre, to przede wszystkim miejsce spotkań – można tutaj wpaść ze znajomymi na obiad, wspólnie pracować, a wieczorem potańczyć."
Rzeczywiście niezwykle klimatyczne miejsce z doskonałą kawą. Stamtąd ruszyliśmy uliczkami Kazimierza na kładkę Bernatka. Znajdujące się tam rzeźby akrobatów balansujących na linkach robią wrażenie lekkich i nic nierobiących sobie z praw grawitacji.
Kierowaliśmy się do kamieniołomów Libana pod Kopcem Krakusa. Po drodze przechodziliśmy obok Kościoła o pięknej architekturze, mijaliśmy kolejne szopki, urocze kafejki i cudeńka architektury, szliśmy po kolorowych, zapisanych cytatami schodach.
Słonce zaczęło już zachodzić gdy udało nam się dotrzeć do Kamieniołomów Libana.
"W 1873r. krakowski przedsiębiorca pochodzenia żydowskiego Bernard Liban (stąd nazwa kamieniołomu) założył firmę zajmującą się produkcją wapna budowlanego i nawozowego, kamienia łamanego fundamentowego i brukowego. Firma Kamieniołomy i wapienniki Libana i Ehrenpreisa była w końcu XIX wieku najważniejszym przedsiębiorstwem w branży materiałów budowlanych w Krakowie i dzieliła rynek zbytu z Kamieniołomami i Wapiennikami Miejskimi w Podgórzu. Wydobycia i produkcji nie zaniechano nawet w czasie I wojny światowej. Od 1928r. do października 1941r. zakłady działały pod nazwą Krakowskie Wapienniki i Kamieniołomy SA w Krakowie. W latach 1942-44 okupanci hitlerowscy przejęli kierownictwo firmy i utworzyli Obóz Karny Służby Budowlanej (Baudienst). Po II wojnie światowej zakład działał nadal w ramach różnych struktur przemysłu wapienniczego i cementowego."
"W 1993 roku na obszarze kamieniołomu pojawili się twórcy Listy Schindlera. Odtworzono tu realia obozu w Płaszowie: 34 baraki, 7 wież strażniczych oraz wiernie odwzorowana willa komendanta Amona Götha. Drogi wyłożono betonowymi replikami macew. Tu nakręcono sceny obozowe, m.in. więźniów przy katorżniczej pracy, rozstrzelanie Diany Reiter (Elina Löwensohn) i spotkanie Oskara Schindlera (Liam Neeson) z Icchakiem Sternem (Ben Kingsley). Do dziś w kamieniołomie znaleźć można resztki filmowej scenografii: płyty udające macewy, słupy ogrodzeniowe i schodki."
Dość trudno znaleźć wejście do kamieniołomów ale naprawdę warto tam zajrzeć. Szczególnie gdy nie ma liści na drzewach - bo wtedy widać opuszczone budynki. Na terenie porozstawiane są słupy z afiszami przedstawiającymi historię tego miejsca i elementy scenografii "Listy Schindlera".
Z kamieniołomów weszliśmy na Kopiec Kraka z piękną panoramą miasta. Tego dnia była bardzo dobra widoczność.
Dotarliśmy na biegun naszej wyprawy. Pozachwycaliśmy się widokiem, pogodą i ruszyliśmy w drogę powrotną na Stary Kleparz.
Zgłodnieliśmy już więc po drodze chcieliśmy zjeść późny obiad. Ada znalazła restaurację Baster z przepysznymi daniami kuchni czerpiącej z wielokulturowej tradycji. Zjedliśmy: (1)tatar wołowy, pikle, ser bursztyn, chips z chleba
żytniego, suszone żółtko, (2) moskole z masłem czosnkowym, kiszona
kapusta czerwona, (4) pierogi z ziemniakami i bryndzą, kurkuma, omasta,
wędzona papryka, (4) piernik z powidłami śliwkowymi i lukrem cytrynowym do tego pyszna zimowa herbata a Piotr piwo z browaru
Bastera.
"Nasza historia sięga okresu międzywojennego, a dokładnie 1926 roku, kiedy to Józef Baster jako reprezentant Arcyksiążęcego browaru Hapsburgów rozpocząl rozlewać piwo przy ulicy Zbożowej 2 w Krakowie. Firma posiadała nowoczesną rozlewnię piwa, wytwórnię wody sodowej, orenżady i lemoniady.
Restaurację Baster znajdziesz przy ul. Szerokiej, czyli w samym sercu krakowskiego Kazimierza. To miejsce tworzyliśmy dla mieszkańców Krakowa. Adres w tym miejscu zobowiązuje; to przecież ulica o bogatej i długiej historii, każdy zaułek ma tutaj swoją ciekawą opowieść o ludziach, którzy kiedyś tutaj żyli i prowadzili swoje biznesy, ul. Szeroka tętniła życiem. Dlatego zachowaliśmy charakterystyczny klimat Kazimierza, który dobrze znają i doceniają mieszkańcy a który zauroczył turystów z całego świata. To również nawiązanie do historii Józefa Bastera i rodzinnej marki, którą przywracamy do życia uruchamiając produkcję naszego piwa rzemieślniczego Baster.
Kraków z czasów Galicji przesiąknął wpływami Austrii, Węgier, Ukrainy, kultury żydowskiej i łemkowskiej. To część naszej tożsamości, która współtworzyła charakter krakowskich kulinariów. "
Siedząc i delektując się potrawami śledziliśmy położenie Marty zanim zniknie z Unii Europejskiej.
Nasyceni i zmęczeni wróciliśmy do apartamentu. Wieczór był jeszcze młody więc mieliśmy jeszcze ochotę gdzieś wyjść ale ostatecznie skończyliśmy w Galerii Krakowskiej na zakupach i kawie. Nogi już mocno nas bolały więc wieczór spędziliśmy oglądając serial.
Licznik kroków pokazał tego dnia imponującą liczbę:
Piątek zaczęliśmy od spakowania się i opuściliśmy hotel. Walizki zostały w samochodzie na parkingu a my poszliśmy na śniadanie do Charlotte. Byłam drugi raz w tym miejscu i uwielbiam jego klimat - pachnie świeżym chlebem, klimat jak we francuskiej, ulicznej knajpce. Pyszne croissanty, chleb do tego biała czekolada, dżem malinowy i kawa. mogłabym tak codziennie
Po śniadanku poszliśmy na rynek i dotarliśmy do niego w idealnym czasie żeby zobaczyć ołtarz Wita Stwosza w Bazylice Mariackiej. Ostatnio nie udało mi się delektować widokiem tego dzieła bo był w renowacji. Kupiliśmy bilety i weszliśmy do środka. Ołtarz miał być otwierany za parę minut. Usiedliśmy w ławach całkiem blisko i poczekaliśmy aż siostra zakonna przy dźwiękach muzyki odsłoni ręcznie za pomocą sztycy to jedno z największych polskich dzieł. Zarówno ołtarz, jak i cała bazylika robi wrażenie bogactwem kolorów, zdobień i kunsztu wykonania.
Po wyjściu z Kościoła Mariackiego spacerkiem poszliśmy do samochodu zahaczając o targ na Kleparzu.
Było w miarę wcześnie więc namówiłam Adę i Piotra na wizytę w Ogrodzie Botanicznym UJ. Tak właściwie to chodziło mi o Palmiarnię i szklarnie z egzotycznymi roślinami. Palmiarnia stara z mocno rozrośniętymi okazami palm, monster, alokazji, kaktusów. W środku ciepło i parno no i ciasno - prawdziwy busz. W następnych szklarniach inne egzotyczne rośliny, w osobnej szklarni storczyki. U mnie pełen zachwyt - mogłabym mieć chociaż małą oranżerię. Niestety zamknięta była nowa szklarnia Wiktoria - najpiękniejszy budynek.
Przed zachodem słońca czyli coś koło 15 ruszyliśmy w drogę do domu. Jeszcze tylko obiadokolacja pod Łodzią i odstawiliśmy Adę do domu na Wróblewskiego.
To był bardzo fajny czas razem. Super pogoda, rewelacyjna przewodniczka i dobre jedzonko - wycieczka bardzo udana.