Ten post powstaje w związku z sytuacją, która ma miejsce obecnie w Polsce i dotyczy mnie bezpośrednio. W obliczu rozdawnictwa publicznych pieniędzy przez rząd nauczyciele przypomnieli o swojej sytuacji materialnej i wystąpili o podwyżki trochę wyższe niż ta ostatnia (czyli w moim przypadku 178 zł brutto). Strajk trwał trzy tygodnie i większość (80%) placówek (szkół różnych typów i przedszkoli) nie pracowała a więc dzieci nie chodziły do szkoły. Czas wybrany przez związki zawodowe nie był przypadkowy bo w kwietniu odbyły się egzaminy gimnazjalne i egzaminy klas ósmych. Liczono na to, że rząd w takich okolicznościach ugnie się i żądania nauczycieli zostaną spełnione albo przynajmniej uzgodnione zostanie jakieś porozumienie. Oczywiście wcześniej związki nauczycielskie składały wnioski o zmiany wynagrodzeń oraz inne ważne sprawy dotyczące naszej pracy. Mimo to rząd dopiero pod koniec marca na kilka dni przed zapowiadanym strajkiem zaczął spotykać się z przedstawicielami nauczycieli na negocjacjach. Niestety nie przyniosły oczekiwanych efektów. 8 kwietnia w szkołach zaczął się strajk. Rząd poradził sobie z egzaminami - zmienił rozporządzenie dotyczące sposobu przeprowadzania egzaminów i w ten sposób w komisjach mogły zasiadać osoby z przygotowaniem pedagogicznym niekoniecznie będący nauczycielami. Zdających pilnowali więc np. strażacy, siostry zakonne itp. Strasznie to upokarzające bo wcześniej, żeby zasiadać w komisjach trzeba było przechodzić szkolenia i nie dostawało się za nie dodatkowego wynagrodzenia (teraz płacono niezłe pieniądze dla chętnych). No cóż egzaminy się odbyły (nie wiem kto je sprawdzi) i nastąpił czas klasyfikacji maturzystów i widmo matur. I z tym poradzili sobie rządzący w ciągu 24 godzin zmienili prawo tak, że dyrektor placówki lub nauczyciel wyznaczony przez organ prowadzący (np. wójt) może dokonać klasyfikacji sam. Egzaminy pisemne odbyłyby się na sto procent a ustne prawdopodobnie byłyby zniesione. Cały czas w mediach (jedynych słusznych) podawano nieprawdziwe informacje o zarobkach nauczycieli i zarzucano im , że biorą dzieci jako zakładników. W mediach społecznościowych sączył się jad: nieroby, lenie, mało pracują, nieudacznicy, mają tyle wolnego itd. Owszem wielu też popierało strajk (rodzice, uczniowie, aktorzy, pisarze ..). Odbywały się wiece i marsze poparcia. Nie pomógł wiec ogólnopolski nauczycieli przed MEN (nikt do nich nie wyszedł). Być może dlatego, że nie palili opon, nie wysypywali zboża i jabłek. W obliczu niepewności , braku pensji za strajk, troski o maturzystów strajk został zawieszony do września. Dużo by jeszcze pisać.
W mojej placówce w marcu odbyło się referendum na temat strajku i 93% z nas chciało strajkować ale ze względu na specyfikę placówki (24 h opieki) związki zawodowe wykluczyły nas ze strajku. Moglibyśmy go podjąć bo nikt nam strajkować nie zabronił ale ze względów bezpieczeństwa (bo od zapewnienia go nikt by nas nie zwolnił) pracowaliśmy. Oczywiście wielu kolegów z innych placówek tego nie rozumie specyfiki MOW tak jak nienauczyciele nie rozumieją pracy nauczycieli. Nie czuliśmy się z tym dobrze. Na swój sposób prezentowaliśmy swoje zdanie: nosiliśmy plakietki, wywiesiliśmy transparenty, oflagowaliśmy budynek, uczestniczyliśmy w wiecu poparcia.
Wielu ludzi pyta mnie o całą tą sytuację - jakie jest moje zdanie? Byłabym nie w porządku narzekając na zarobki w porównaniu do innych szkół. W MOW mam dodatek za trudne warunki pracy, nadgodziny i uczestniczę jeszcze w projekcie unijnym. Jestem nauczycielem dyplomowanym (sporo pieniędzy i wolnego czasu to kosztowało: po politechnice roczne studium nauczycielskie, podyplomówka z resocjalizacji i pracy socjalnej, podyplomówka z matematyki, kurs roczny kwalifikacyjny z oligofrenopedagogiki). Pracuję ciężko i odczuwam na własnym organizmie długotrwały stres codziennej pracy z naprawdę zaburzonymi uczniami. Po 22 latach pracy odczuwam nie tylko psychiczne zmęczenie i wypalenie ale ból fizyczny (kręgosłupa od stania podczas lekcji i dyżurów na przerwach, gardła od mówienia). Gdyby nie wakacje i ferie naprawdę nauczyciele musieliby odchodzić z zawodu po kilku latach. W zwykłych szkołach jest równie ciężko a nie ma dodatku za trudną pracę i nadgodzin - ci nauczyciele naprawdę zarabiają mało jak na wkładany wysiłek. Ja też uważam, że powinnam zarabiać więcej bo na to zasługuję - może to trochę butne ale jestem jak i moi koledzy specjalistą z dużym doświadczeniem. W swoje stanowisko pracy inwestuję własne pieniądze - komputer i drukarka w klasie(stare z domu), tusze, próbki surowców piekarskich itp. Swoim uczniom poświęcam 100 % czasu nie tylko próbując ich czegoś nauczyć ale po prostu poświęcić im indywidualnie czas (wytłumaczyć proste, życiowe sprawy, podnieść na duchu , nauczyć dobrego zachowania, pokazać, że świat jest ciekawy i wiele wiele innych aspektów).
Napisałam to wszystko na blogu bo nie mam odwagi i siły narażać się na hejt w mediach społecznościowych. Od rozpoczęcia strajku śledziłam media i telewizyjne i społecznościowe i byłam w szoku jak ludzie nienawidzą nauczycieli. Było mi strasznie przykro, że chamstwo i prostota wygrywają ,że przyzwala się hejtować nauczycieli. Każe się nam zmienić pracę (sama nad tym się zastanawiam). Ktoś kto wypowiada się na temat pracy w szkole powinien mieć szansę przepracować tam 45 minut (hałas, odpowiedzialność za bezpieczeństwo, za wprowadzenie partii materiału tak, żeby dzieci chciały słuchać, odpowiedzieć na milion pytań z uśmiechem na ustach , zadać i sprawdzić i wiele wiele innych spraw w ciągu tylko godziny lekcyjnej). No i jeszcze sprawa podstaw programowych koniecznych do zrealizowania w pośpiechu - bez sensu.
Nauczyciele są różni: i świetni ale też i nudni (/sama chodziłam do szkoły i moje dziewczyny też) ale nie można dopuszczać do sytuacji, w której odbiera się szacunek i poważanie dla tego zawodu bo będzie jeszcze gorzej. Chamstwo, cwaniactwo i prostota będą się panoszyć. Niestety obecna sytuacja w kraju temu sprzyja. Bardzo dużo słów ciśnie się do głowy i na język. Po tym strajku każdy nauczyciel spojrzał na swoją pracę z wielu perspektyw i wyciąga wnioski. Mówi się, że teraz róbmy tyle ile widzi społeczeństwo ale nie wierzę, że to możliwe bo pracujemy z dziećmi. W nich cała nadzieja ........................oby.