Przedostatni dzień naszego popytu zaczęliśmy od poszukiwania sklepu ze sprzętem elektronicznym. Zepsuła nam się ładowarka do telefonu. Okazuje się, że tutejsze shopping center składają się z dużych supermarketów i kawiarni. Po dłuższych poszukiwaniach znaleźliśmy! Po drodze wstąpiłam do razsadnika, nacieszyłam oczy sadzonkami drzewek i krzewów. Kupiłam małego cyprysa i pinię nigra. . Ponieważ słońce bardzo mocno przygrzewało a my już jesteśmy spaleni na raczki kilka godzin południowych spędziliśmy nad basenem gdzie można było zasłonić się parasolem i wskoczyć dla ochłody do wody.
Po obiedzie ruszyliśmy nad morze. Piotr wybrał jakąś małą zatoczkę koło Baśki. Bliżej niż na plaże koło Risika. Podjechaliśmy, kupiliśmy bilet parkingowy, weszliśmy kilka metrów za ogrodzenie i naszym oczom ukazała się tablica informacyjna a na niej znak z przekreślonym strojem kąpielowym. Uśmialiśmy się i zawróciliśmy. To nie nasza bajka. Pojechaliśmy tam gdzie poprzednio. Co prawda jedzie się 30 min ale warto. Nie było już parkingowego więc nie zapłaciliśmy za wjazd. Była już 18 ale słoneczko jeszcze nieźle grzało. Na plaży trzy rodziny. Dziewczyny chciały kilka ustawianych zdjęć więc okazja pustej plaży wpasowała się w ich plan. Po pół godzinie zostaliśmy praktycznie sami. Woda cieplutka, cisza no czego można chcieć więcej?
Wróciliśmy do domu po 20.00 musieliśmy zmyć z siebie sól z morza. Pojechaliśmy na kolację do Baśki. W dzień jest w miasteczku spokojnie i mało tłocznie. Wszyscy plażują. Wieczorem plażowicze idą w miasto. Prawdziwe tłumy. Setki straganów (współczuję rodzinom z dziećmi), w knajpkach głośna muzyka, taniec na rurze jako atrakcja, jakaś ciuchcia przepijająca się przez tłum. Znaleźliśmy jakąś restaurację, zjedliśmy kolację. W tym czasie (około 23) przerzedziło się i można było swobodnie pospacerować. Cieszę się, że znów wybraliśmy małą wioskę na naszą bazę wypadową. Tutaj wieczorem słychać tylko świerszcze, ptaki i beczenie owiec od czasu do czasu.
Dzisiaj ostatni dzień. Zwiedziliśmy praktycznie wszystko co chcieliśmy. Można by było jeszcze pochodzić po górach bo z Baśki prowadzą szlaki.Jeden bezpośrednio za naszym domkiem- czasami zdarza się, że ktoś mówi w różnych językach dzień dobry gdy my siedzimy na tarasie. Zupełnie to nie przeszkadza bo ruch nie jest wielki i głównie rano gdy jeszcze nie ma upału. My nie przygotowaliśmy się na górskie wyprawy więc z nich nie korzystamy. Po za tym musimy nasycić się ciepłym morzem i właśnie to dzisiaj będziemy robić. No i musimy kupić tutejszych wyrobów czyli głównie vrbnickiego wina.