Piątek to nasz ostatni dzień w Dramalij. Tego ranka wypożyczyliśmy deskę SUP żeby spróbować tej formy aktywności. Marcie bardzo spodobało się supowanie. Dla mnie trochę niewygodne ze względu na łapiące mnie w nogach skórcze. A więc Marta sobie supowała a ja "wisiałam" w morskiej wodzie. Ależ było nam dobrze.
Po kilku godzinach wróciliśmy do apartamentu. Zanim wybraliśmy się na wieczorną kolację jeszcze był czas na zdjęcia z widokiem, który nas urzekł od pierwszej chwili.
Tego wieczoru nie chcieliśmy już ruszać się samochodem bo czekała nas następnego dnia podróż do domu. Piotr znalazł w Internecie restaurację polecaną w naszej miejscowości i tam spareckiem poszliśmy na kolację.
Tym razem poszliśmy w przeciwną stronę niż dotychczas i okazało się, że tuż za zakretem było jeszcze piękniej. Plaża betonowa ale jakże urokliwa, piękne budynki. No cóż. Postanowiłyśmy z Martą, że przed odjazdem wstaniemy wcześniej i przyjdziemy popływać w tym miejscu.
Delektując się widokami doszliśmy do restauracji położonej przy małej przystani nad morzem. Z zewnątrz budynek taki sobie - pamiętający zapewne Jugosławię. Ale w środku bardzo przyjemny, Znaleźliśmy miejsce na tarasie nad morzem. Widać, że przychodzą tu prawie sami Chorwaci i to raczej powiedzmy śmietanka towarzyska. Stałych bywalców witał właściciel. Przynosił do pokazania najlepsze świeże ryby i homary. Nam kelner również przedstawił wózek z ułożonym na lodzie świeżymi rybami i opowiadał o ich zaletach. Tyle, że my mieliśmy ochotę na inne smaki. Ja wzięłam jakieś polędwiczki, Marta makaron a Piotr miał ochotę na mule. W karcie ich nie było ale kelner zapewnił, że kuchnia może je przygotować. Myślałam, że zapłacimy niebotyczny rachunek przy takej obsłudze ale przyjemnie się daliśmy zaskoczyć. Kolacja nie kosztowła więcej niż w innych knajpach. A widok zachodzącego słońca podczas kolacji dopełnił wieczór. To było piekne podsumowanie naszego wyjazdu.