W czasie tegorocznego pobytu w Chorwacji miałam dwa cele, które chciałam zobaczyć. Jeden to Motovun na Istrii a drugi to Zadar.
W środę od rana popływaliśmy: Marta w basenie a my w morzu. Było bardzo gorąco a właśnie tego dnia zapalnowaliśmy wyjazd na Istrię. Interesowały nas dwa miejsca: królestwo trufli Motovun i najmniejsze miasto świata Hum. Ze względu na pogodę postanowiliśmy poczekać do popoludnia. Ochłodę przynosiła zimna woda Jamnica (przepyszna) i schłodzony arbuz. Zanim wystrojeni ruszyliśmy w stukilumetrową drogę zrobiliśmy kilka zdjęć (no nie możemy nacieszyć się widokiem :).
Droga do Motovun biegnie przez malowniczą część Chorwacji wijąc się między wzniesieniami. W tej chwili budowana jest autostrada i aż dech zapiera jej polożenie i rozmach. Motovun jest pięknie położone na dość wysokim wniesieniu i wjazd przypomina trochę dojazd do San Marino. Dobrze, że wyczytałam gdzieś na blogu żeby pojechać samochodem jak najwyżej się da bo gdybyśmy zostawili samochód na pierwszym parkingu to podejście do miasteczka mocno by nas umęczyło. Zaparkować można przy ulicy na samym wlaściwie szczycie. Widok stamtąd jest piękny.
W miasteczku jest duzo uroczych sklepików sprzedających bogactwo tej ziemi: trufle cięte zanurzone w oliwie, tarte, całe, pasty z trufli zarówno białych jak i czarnych, oliwy aromatyzowane truflą i sam nie wiem co jeszcze. Na miejscu można spróbować przetworów i zdecydować się na zakup. My kupiliśmy mały słoiczek trufli pociętej i zanurzonej w oliwie. Jesienią zrobimy sobie ucztę!
Nie tylko taką pamiątkę przywieziemy z Motovun. Przypadkiem trafiliśmy do niesamowitego miejsca. Tiscara Antico zachęcało ciekawą ale nienachalną reklamą. Po wejściu do środka można było przenieść się w czasie. Oryginalnie ubrany właściciel, wykonane przez niego stemple i papier, wystrój wnetrza i widok z okna. Tutaj zakupiliśmy oryginalna pamiatkę do naszej kolekcji - wydruk pamiątkowego stempla.
Po zwiedzeniu miasteczka przyszedł czas na truflowy obiad. Wybraliśmy restaurację z widokiem zapierającym dech w piersiach. Do wyboru mieliśmy mnówstwo dań opartych o trufle aż trudno było zdecydować. Marta wybrała ravioli z białymi truflami a my zupy- ja szparagowo-truflową a Piotr pieczarkow-truflową. To było mistrzostwo świata. Nie jadłam nigdy czegoś tak delikatnego i wyrazistego zarazem.
Posileni ruszyliśmy w drogę powrotną. Mieliśmy jeszcze do odwiedzenia Hum. Najmniejsze miasto świata jest wpisane do Księgi Rekordów Guinessa. Składa się z dwóch ulic. Żeby dojechać do Hum trzeba pokonać dość spory kawałek wąziutką drogą.
Po dotarciu na miejsce ukazuje się maleńka miejscowość, parking, kilka domów poza murami zabytkowego miasta. Oprócz nas jest może jeszcze ze czterech zwiedzających. Hum jest rzeczywiście złożone z dwóch ulic otoczonych murami. Podobno kilka domów jest zamieszkałych. W jednnym z nich istnieje coś w rodzaju destylarni ale siedząca w niej dziewczyna nie bardzo miała ochotę na opowieści. Pochodziliśmy chwilkę po sennym, pustym Hum. Piotr nakręcił widok z drona i ruszyliśmy w drogę do Darmalji.
Wizyta na Istrii była fajną odmianą od mocno turystycznych miejsc nadmorskich. Tutaj panuje zupełnie inny klimat - bardziej czuje się historię miejsc, można się wyciszyć i wczuć w atmosferę. No i te trufle!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz