Czwartek mogłabym nazwać dniem prawie idealnym. Od rana do późnego popołudnia spędziliśmy nad morzem. Na zmianę pływając w Adriatyku i ogrzewając się na słońcu. Woda przynosiła ochłodę w gorący leniwy dzień. Na nabrzeżu cisza i spokój. Ludzi jakby mniej. Od paru dni naszym (moim i Marty) zajęciem jest obserowanie maleńkich krabów wygrzewających się na kamieniach. My też wygrzewamy się, słuchamy szumu morza i wpatrujemy przed siebie. Jest idealnie. Nigdy wcześniej nie spędziłam tyle czasu pływając w morzu. To jest niezwykła terapia. Chyba to nie przypadek, że tutaj położone są sanatoria. W czasie poprzednich wyjazdów takie spędzanie czasu nie dawało mi tyle relaksu. Zawsze gnało mnie jakieś zwiedzanie i obawa, że stracę coś i że czegoś nie zobaczę. Może fakt, że w tej okolicy dużo już zwiedziliśmy ma na to wpływ. Zrezygnowaliśmy z wyprawy do Zadaru. Za daleko i szkoda dnia spędzonego w samochodzie. Będzie pretekst do następnych wakacji w Chorwacji.
Późnym popołudniem wybraliśmy się do Cirkvienicy żeby zobaczyć to miasteczko w dzień. Szczególnie zachwyciła mnie miejska roślinność. Nadmorska promenada kipi zieleniż nawet w największy upał.
Na obiadokolację było jeszcze z gorąco więc postanowiliśmy pojechać parękilometrów dalej do miejscowości Novi Vidolski. Mijaliśmy ją jadąc do Senji. Wydawało nam się, że to pięknie położone miasteczko może zaoferować ciekawe miejsca. Strasznie rozczarowaliśmy się. Novi Vidolski okazal się takim polskim Mielnem. Dużo ludzi, pełno sklepików z wątpliwej urody pamiątkami. Bardzo szybko wrociliśmy do Cirkvienicy na kolację.
To był bardzo przyjemny wakacyjny dzień.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz