Jeszcze parę tygodni temu nic nie zapowiadało, że w tym roku będą w lesie rosły grzyby. Cała wiosna i lato były suche. Runo leśne było tak suche, że zakazano wstępu do lasów. Aż tu nagle trochę popadało i pojawiły się czarne łebki, prawdziwki i inne. Pierwszy kosz przywiózł Tata Czesław. Była uczta ze smażonych grzybów, zawekowałam w marynacie octowej, zamroziłam. Po kilku dniach grzyby zniknęły. Całe szczęście znowu popadało, noce zrobiły się cieplejsze i las obdarował hojnie grzybami.
Wszyscy ruszyli do lasu i każdy przywoził kosze grzybów. Do dzisiejszego dnia byłam trzy razy na grzybobraniu (oczywiście w tym roku) i za każdym razem udało się nazbierać dwa kosze czarnych łebków i prawdziwków. Ludzi w lesie bardzo dużo. Musieliśmy zmienić nasze ulubione miejsce, bo tam parkowało sporo samochodów, ale znaleźliśmy niedaleko nowe ulubione miejsce. Las piękny, czysty - sama przyjemność spacerować.
Zbiory były tak duże, że na dzisiaj mam całą zamrażarkę , półki słoiczków z grzybkami w occie, słoiki suszonych grzybów. Obdarowałam sporą ilością sąsiadkę.
W tym roku odkryłam smak carpaccio z prawdziwków - przepyszne. Surowe, oczyszczone prawdziwki cienko pokroiłam, polałam oliwą, skropiłam cytryną, posypałam solą i tymiankiem i już.
Smak lasu w czystej postaci.
Grzyby pojawiły się w Maliszewie. Dziesiątki muchomorów - pięknie jak w bajce.
Pojawiły się też inne rodzaje grzybów , w tym maślaki i czarne łebki albo prawdziwki (ale dwie sztuki tylko).
Bardzo się cieszę z możliwości przebywania w lesie i radości zbierania grzybów. Żałuję jednego, że nie ma już Taty. Byłby zachwycony.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz