Jesienią zaczęła powstawać rabata kwiatowa. Trochę z powodu pustego miejsca po usunięciu drzew owocowych a trochę z powodu suszy. Na wolnej przestrzeni nie było sensu posadzenia drzew czy też krzewów owocowych ponieważ wzdłuż płotu sąsiad wysypał sobie żużlową drogę dojazdową. Kurzy się niemiłosiernie przy każdym przejeździe. Wiadomo, że odpady żużlowe zawierają całą tablicę Mendelejewa i zdrowe nie są. No cóż. Sąsiad wykształcony człowiek a sam ogródek założył na końcu owej drogi. Ja nie zamierzam spożywać owoców pokrytych chemicznym kurzem. Zatem zrobiło się sporo miejsca na rabatę z roślinami ozdobnymi. Może to i dobrze, bo ziemia tu trochę lepsza niż na drugim końcu ogrodu. Były tam kręgi z kwiatami ale z powodu gorszej gleby i suszy kwiaty miały ciężkie warunki rozwoju. Zostały więc zabrane i przeniesione w wolne miejsce.
Rabatę zaczęliśmy zakładać jesienią ubiegłego roku. Dysponowaliśmy sadzonkami z własnego ogrodu oraz odziedziczonymi po mojej babce kwiatami, które posłużyły za tło całej grządki. Posadziliśmy więc: irysy, floksy, rudbekie, liliowce, lilie, marcinki, lawendę. hortensje , rododendrony, miodunki, naparstnice, jeżówki, tulipany, narcyzy, krokusy, przebiśniegi. Wiosną dosadziliśmy jeszcze dalie, nowe lilie i liliowce. Wysiałam również turki, nagietki, kosmosy. Rabata zagęszcza się i efekt przerósł moje oczekiwania. Brakuje mi jeszcze obrzeży. Gromadzę cegłę rozbiórkową bo marzy mi się obramowanie w stylu prowansalskim.
Na tym nie koniec. Mamy zamiar pociągnąć rabatę aż do bramy wyjazdowej. Choć wymaga wiele pracy, to warto dla takiego widoku.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz