Czyli aura jak marzenie. Tradycyjnie spotkaliśmy się rodzinnie na obiedzie u Mamy (menu było jak zwykle palce lizać : biały barszcz, bigosik. szarlotka z szarą renetą). Dzieci cieszyły się spotkaniem z taką energią, że trudno było je uchwycić w kadrze.
Po obiedzie odwiedziliśmy groby bliskich. Cmentarz kolorowy od tysiąca odmian chryzantem . Ludzie spacerowali niespiesznie bo nie padało, nie było zimno. To chyba jeden z niewielu takich "Świąt Zmarłych". Pamiętam , że jak byłam dzieckiem to w tym dniu zwykle było zimno (czasami leżał już śnieg) i nieprzyjemnie. Albo padało i wizyta na cmentarzu była szybka żeby nie zmarznąć albo nie zmoknąć. To był też czas rewii mody i "wietrzenia"kożuchów i futer. 1 listopada kojarzy mi się z dawnych lat również ze smrodem palonych zniczy i wieczornym "kopciem" nad cmentarzem. Teraz nie ma takich "atrakcji".
Pogoda rzeczywiście dopisuje. Tylko kilka dni w ubiegłym tygodniu było zimnych i deszczowych. Dzięki temu zaczęły się pojawiać grzyby. W miniony weekend zebraliśmy ich jak na lekarstwo tzn jak na jeden obiad. Sama wizyta w lesie była dużą przyjemnością.
Zebraliśmy już wszystkie jabłka i dlatego, że długo mogły korzystać ze słońca są pełne słodyczy. I w dodatku nie zaznały ani jednego oprysku więc są ekologiczne. Mimo, że spora część odpadła ze względu na uszkodzenia to i tak dużo owoców zasiliło zapasy zimowe.
W Maliszewie też pojawiły się grzyby ....... jak z bajki 😁.
I znów zachwyt kolorami i fakturami natury:
I jeszcze jedna anomalia - nawet drzewa zgłupiały od tego ciepła
Całe szczęście tylko jeden taki przypadek.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz