Czwartek obudził się jeszcze z widokiem gór ale wiedzieliśmy, że za parę godzin będzie padać śnieg bo wiało mocno już od samego rana. Wiatr był na tyle silny, że jeden z wyciągów na Ruśńskim zatrzymano z tego powodu. Zastanawialiśmy się jak spędzić dzień przy takich prognozach (wieje, śnieży i parę stopni na minusie). Padło na odwiedziny w Zakopanem. Przemawiał za tym jeszcze jedne fakt, że w piątek i następne dni mogło najechać do stolicy polskich Tatr więcej turystów. A pobyt w górach bez odwiedzin w Zakopanym to przecież łamanie tradycji.
Zanim wybraliśmy się na wycieczkę zjedliśmy śniadanie i wypiliśmy kawę z widokiem gór za oknem. Wiedziałam, że już podczas tego wyjazdu raczej się to nie powtórzy więc delektowałam się na zapas (nawet z łóżka Marty :))
W Zakopanym przywitało nas słoneczko ale wiało okrutnie. Na Krupówkach ludzi mało, spokój, brak nachalnych reklam, właściwie tylko mini wozy z oscypakami. I to jest super!
Ponieważ nie było tłumów stwierdziliśmy, że jak nie będzie kolejki do kolejki na Gubałówkę to wjedziemy bo dawno nie byliśmy. Gdy wchodziliśmy na targ pod Gubałówką Martę zaczepił Miś - "Misiek zrób sobie zdjęcie z Misiem". Zaczął bardzo wesoło i sympatycznie zagadywać. No i czemu nie! Mamy zatem kiczowate zdjęcia z Misiem. Co prawda nie tym z tradycjami co to zdjęcie wyżej ale i tak było wesoło! A misiek zarobił 20 zł na rybkę.
Targ też pusty, uporządkowany, bez chińszczyzny! Piękne regionalne wzory na ślicznych kocach, kożuchy, kapcie, spódnice, oscypki. W końcu jest góralski folklor na całego. Znaczna część pod stacją kolejki jest odgrodzona i powstanie tam browar i restauracja -oby piękne i stylowe miejsce.
Bilety na Gubałówkę oczywiście dostaliśmy bez żadnego problemu. Jeszcze widać było góry choć słońce już schowało się za górami.
Na górze wiało okrutnie. Porobiliśmy zdjęcia i ucieklismy na herbatkę do schroniska/reatauracji. Ludzi jak na lekarstwo. Szkoda tylko, że słonka brak i tak strasznie wieje.
Rozgrzaliśmy się trochę i chcieliśmy jeszcze trochę pospacerować, dopóki śnieg widoczny już w górach, nie zacznie padać. Ale gdzież tam - przeszliśmy kawałek i uciekliśmy kolejką w dół bo zaczęło jeszcze bardziej wiać. Nawet ten krótki spacer zniechęcił mnie do tego co tu musi się dziać jakjest ładna pogoda. Cały kicz chiński przeniósł się chyba w to miejsce. No i te wszystkie pseudoatrakcje typu kina ileśtam D, strzelnice, trampoliny - niezły cyrk. Nawet maskotki jakieś smutne.
Było jeszcze dość wcześnie żeby wracać do Bukowiny więc jeszcze spacerowaliśmy po Krupówkach z zamiarem pozostania do jakiegoś obiadu. Nagle zaczął padać taki zmrożony deszcz/śnieg że świata nie było widać.
Nie zamierzało przestać padać a śniegu na jezdniach przybywało gwałtownie. Postanowiliśmy jednak pojechać do Bukowiny na obiad bo nie wiadomo było czy dojedziemy w taka pogodę. Rzeczywiście ruch był spowolniony bo ślisko. Tym razem jechaliśmy przez Poronin. Po raz pierwszy korzystalismy z przen\budowanego odcinka zakopianki. Już nie przejeżdża się przez tory tylko pod nimi tunelem. Rozwiązało to problem korków w tym miejscu. Wreszcie.
Dojechaliśmy w miarę spokojnie do Schroniska Bukowina na obiad. W restauracji było prawie pusto. Tym razem zjedliśmy kwaśnicę, hamburgera, tortelini z buncem - pychota. Ale na deser znowu nie było miejsca.
Wieczorem już nigdzie się nie ruszaliśmy bo i nie było po co. Śnieg sypał, wiatr hulał. Nam było dobrze i cieplutko w pokoju z widokiem na wyciągi UFO w Bukowinie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz