Wybierając się na tegoroczne wakacje w Chorwacji wiedziałam, że nie będziemy zwiedzać tak dużo jak zwykle. Po pierwsze z powodu pandemii a po drugie właściwie bardzo dużo już na tym terenie widzieliśmy. Jedynym miastem, jakie chciałam odwiedzić koniecznie, była Opatija. Czytałam o polskich śladach w tej miejscowości i chciałam zobaczyć czemu była tak popularna wśród sławnych Polaków.
Do Opatiji wybraliśmy się w piątkowe popołudnie. Droga zajęła nam około godziny. Musieliśmy opuścić wyspę bo miasto położone jest na półwyspie Istria. Udało nam się zaparkować obok wejścia do cudownego parku Angiolina.
Park powstał w latach 1845 - 1860 wokół willi kupca, który podróżował po świecie i przywoził do swojego ogrodu sadzonki egzotycznych roślin. Teraz na powierzchni 3,5 ha rośnie 159 gatunków drzew, krzewów.
Od samego wejścia byliśmy zauroczeni. W zachwyt wprawiły nas bananowce
A te bambusy !!!
Palmy, drzewa kamelii japońskich, jukki i mnóstwo innych cudownych roślin stworzyły tutaj niesamowity mikroklimat.
Poza bajeczną roślinnością jest tu przepiękna architektura. Willa Angiolina , kościół Św. Jakova i wiele innych imponujących budowli.
Wspaniały ogród i zabudowa bardzo szybko uczyniły to miejsce atrakcją turystyczną i miejscem spotkań śmietanki towarzyskiej i finansowej końca XIX wieku. Od 1882 roku zaczęło działać w tym miejscu uzdrowisko.
Parkiem przeszliśmy na nadmorską promenadę, która ciągnie się od Volosko do Lovran ( 12 km). Oficjalnie nazwana Promenada Franciszka Józefa I, to wciąż najbardziej znana jako Lungomare. Liczy sobie ona już ponad 100 lat.
Tuż nad morzem przy promenadzie położony jest Hotel Kvarner – najstarszy hotel na wschodnim wybrzeżu Adriatyku. Został otwarty w 1884 roku jako pierwsza luksusowa nieruchomości w Opatij. Początkowo zaprojektowany jako sanatorium dla cierpiących na choroby płuc – dla szlachty i członków rodzin królewskich. Przepiękny budynek ale w tym roku niestety nie był czynny (nie znalazłam wiadomości dlaczego).
Idąc dalej Lungomare dochodzimy do pomnika dziewczyny z mewą. W miejscu, gdzie stoi figura dziewczyny stała pierwotnie figura Matki Boskiej (który w 1891 roku, kiedy miejscowy hrabia Arthur Kesselstadt stracił życie w wiosennej burzy jego rodzina umieściła na skale). Dzisiaj Matka Boska ztoi w muzeum a na skale zamiast niej stanęła dziewczyna z mewą - najbardziej fotografowane miejsce w Opatiji.
Spacer promenadą sprawił, że poczuliśmy się głodni więc postanowiliśmy poszukać dobrego miejsca na obiad. Wybór padł na Yacht Club przy porcie. Po drodze obejrzeliśmy ścinę fantastycznych murali.
Do restauracji nie mieliśmy daleko. Położona w porcie, ze stolikami nad samą wodą, nakrytymi białymi obrusami. Wyglądała na drogą a wcale tak nie było. Mieliśmy szczęście, że dostaliśmy stolik (choć było prawie pusto) bo większość była zarezerwowana. Myślę, że w normalnym turystycznym sezonie jest tu straszny tłum (nie tylko w knajpie).
Siedzieliśmy tak blisko morza, że widelec który wypadł kelnerce z tacy zniknął w morzu. Po posiłku poszliśmy w stronę miasta. Zachwyciły nas imponujące budynki. Jedne bardziej nowoczesne ale większość pamiętających czasy początków XX wieku i wcześniej.
Wróciliśmy na Lungomare (właściwie płynnie ulica przeszła w promenadę). Znów zachwycające widoki morza, roślinności i imponujących willi, hoteli. Ale wszędzie spokój, cisza, bez natłoku ludzi. Pierwszy raz widziałam potężne kwitnące drzewa kamelii.
Wzdłuż promenady znajdują się różne pomniki, popiersia, tablice pamiątkowe poświęcone słynnym ludziom. Jest tu nasz Sienkiewicz i Piłsudski. Arystokracja polska bardzo chętnie zjeżdżała do Abacij (bo tak wtedy nazywało się to miejsce). Działały polskie pensjonaty i przychodnie.W sezonie potrafiło gościć tu nawet osiem tysięcy Polaków.
Więcej ciekawostek na stronach:
http://anetacich.blogspot.com/2012/10/polskie-slady-w-opatiji-abbacja.html
Niestety popiersia Sienkiewicza nie znalazłam.
Spacerując dalej wzdłuż morza znaleźliśmy jeszcze kilka miejsc na ciekawe zdjęcia: na przy pomniku Rybaka
Bardzo spodobała nam się Opatija. Zupełnie odbiega klimatem od innych miasteczek chorwackich. Zabudowa w stylu imperialnym - bogato zdobiona, wysokie budynki, kolorowe. Na myśl przychodzą klimaty włosko-francusko-kubańskie. I ta bujna, tropikalna roślinność. W ogóle miasteczko ma klimat właśnie uzdrowiska. Łatwo wyobrazić sobie jak po ulicach spacerowali kiedyś pięknie ubrani panowie i panie. Dziewczyny zadeklarowały, że jest to jedno z miejsc gdzie wrócą. Tylko nie wiadomo czy jeszcze kiedyś w pełni sezonu będzie tak spokojnie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz