poniedziałek, 15 lipca 2019

Rimini i San Marino.




Trzeci dzień pobytu postanowiliśmy spędzić nad morzem. Ponieważ od jednego wybrzeża dzieli  nas 2 godziny jazdy a od drugiego 3 godziny wybraliśmy krótszą wersję. W dodatku mogliśmy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pobyć na plaży w jednym z najbardziej znanych kurortów czyli w Rimini oraz odwiedzić Republikę San Marino. Po śniadaniu ruszyliśmy.

"Rimini jest najbardziej popularnym kurortem wakacyjnym we Włoszech i jednym z najbardziej znanych nad całym Adriatykiem. Skupia w sobie wszystkie zalety i wady turystycznego konglomeratu. Można odnieść wrażenie, że jest tu wszystko i są tu wszyscy. Tłumy Włochów, turyści z całego świata, gwiazdy włoskiej telewizji, modelki, szkolne kolonie, wycieczki objazdowe, rodziny z dziećmi, emeryci, single imprezujący przez całe noce, uliczni artyści… Rimini w dzień tętni życiem na kilkunastometrowej, szerokiej, piaszczystej plaży, a nocą miasto nie zasypia, ponieważ życie toczy się dalej.
Będąc w mieście koniecznie trzeba odwiedzić tutejszą starówkę. Jest naprawdę urokliwa, 
Ostatnim punktem obowiązkowym na mapie Rimini jest klimatyczna dzielnica San Giuliano. Do tej historycznej dzielnicy wchodzi się przez liczący 2000 lat Most Tyberiusza. W San Giuliano odkryjemy małe, kolorowe kamieniczki, donice z kwiatami rozstawione wzdłuż ulic, spokojny rytm życia i kilkanaście przytulnych barów i restauracji. Tutaj w ogóle nie czuć, że jesteśmy w hucznym Rimini. Tak blisko od utartych szlaków turystycznych można znaleźć tak uroczy zakątek.
Muzeum Federico Felliniego

Muzeum poświęcone włoskiemu reżyserowi, który urodził się w Rimini. Wewnątrz podziwiać można eksponaty i stroje wykorzystywane w filmach oraz odręczne notatki Felliniego."




W Rimini zaparkowaliśmy tuż przy jednej z licznych plaż. Szukaliśmy parkomatu ale okazało się że parkowanie jest darmowe. Oczywiście wiedzieliśmy czego się spodziewać na plaży. Rzędy parasoli i leżaków ciągnące się kilometrami. To nie nasz klimat ale postanowiliśmy że tym razem skorzystamy z takiego miejsca. Kupiliśmy parasol i leżaki przy samym morzu. Całe szczęście nie było zbyt dużo ludzi. Morze bardzo ciepłe ale niestety zmącone bo dno piaszczyste. Zaletą takiego dna jest brak kamieni i jeżowców. Ale nie jest tak pięknie jak w Chorwacji. Piotr nie miał możliwości ponurkowania.




















Poopalalismy się, pokąpalismy i ruszyliśmy na miasto obejrzeć most Tyberiusza, który ma dwa tysiące lat. Oczywiście poszukaliśmy miejsca  z owocami morza.



W mieście odbywał się festiwal loonley planet.













 Most Tyberiusza piękny chodź nadgryziony czasem. Wokół poustawiane kafejki.
Przy moście znaleźliśmy malutką uliczkę z zielenią i rysunkami na ścianach.


























O ile Cortona dla mnie to miasto artystów, Arezzo antykwariatów to Rimini jest miastem rowerów. Mam wrażenie, że 60% ruchu ulicznego na starówce to rowerzyści. Przemieszczają się między turystami jak wolne elektrony, ze wszystkich stron.

Rimini zaskoczyło mnie spokojną atmosferą, niskimi cenami, rowerami. Jeżeli ktoś lubi zorganizowane plaże z pełną infrastrukturą (prysznicami, kabinami, toaletami, barami) to jak najbardziej polecam. Mi najbardziej było brak krystalicznej lazurowej wody.

Po Rimini przyszedł czas na San Marino.
San Marino położone jest wysoko w górach (749 m n.p.m.), w Apeninach około 20 km od wybrzeża Adriatyku. Historyczne centrum miasta znajduje się na wzgórzu Monte Titano. Jest to jedyne we Włoszech państwo-miasto. San Marino jest też jednym z najmniejszych państw w Europie. Mniejsze są tylko Watykan i Monako. (reszta ciekawego artykułu na https://www.kierunekwlochy.pl/san-marino)



 

Do San Marino dotarliśmy gdy zachodziło słońce. Sam wjazd do państwa położonego na górze jest sporym przeżyciem. Zaparkowaliśmy na najwyższym parkingu. Widok zapierał dech w piersiach. Nieograniczona przestrzeń. W dole miasta i miasteczka. W oddali jezioro, góry i morze.

























W mieście odbywał się jakiś festiwal historyczny. Można było oglądać ludzi w strojach z epoki w różnych konkurencjach np. strzelania z łuku.Niedługo rozpoczynają się tutaj mistrzostwa świata w piłce nożnej U 21. Na uliczkach spotkać można było reprezentantów różnych krajów.


Na samym szczycie zaparkowały ferrari. W promieniach zachodzącego słońca wyglądały nieziemsko.

Na prośbę jednego z właścicieli zrobiłam kilka zdjęć jego samochodu. Prześlę e-mailem. W zamian zaprosił Piotra do obejrzenia samochodu od wewnątrz. Ponoć to jakaś kultowa jednostka.











Pochodziliśmy jeszcze po przepięknym miasteczku. Zjedliśmy piadiny i z żalem odjechaliśmy z San Marino. Czuliśmy się tam jak w jakiejś bajce.















San Marino cudne, idealne, zadbane. Skojarzyło nam się z Dżenowią z filmu Pamiętnik księżniczki.


Wracaliśmy bardzo kręta i wąską drogą wijącą się pośród gór. Jechaliśmy naszym fordem na wysokości 1000 m npm. Dobrze,b że było ciemno bo pewnie widoki choć piękne przyprawiały by o ból głowy.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz