6 października 2023 roku to dzień, który zostanie w pamięci naszej rodziny jako dzień ślubu i wesela Ady i Mateusza. Trudno tak naprawdę opisać emocje i wydarzenia tego dnia. Wszystko działo się tak szybko. Noc minęła jak mgnienie oka.
Zanim nastąpiła uroczystość były przygotowania, które tak naprawdę trwały krótko. Od momentu decyzji do realizacji minęło raptem 8 miesięcy. (większość par taką imprezę planuje zwykle około dwóch lat). Ada i Mateusz szybko zorganizowali główne punkty uroczystości: ślub na sali, zespół muzyczny, fotografa, kamerzystę, zaproszenia, dekoracje sali, prezenty dla gości, hotel i wiele innych. My im towarzyszyliśmy tam, gdzie byliśmy potrzebni. Zorganizowaliśmy oprawę tańca i tortu (fontanny zimnych iskier) i jakieś gadżety do księgi gości, kwiaty dla pani urzędnik i właścicielki restauracji, koszyczki ratunkowe do łazienek. Ostatniego dnia przejęliśmy kontrolę nad imprezą.
Ponieważ właścicielka Arkadii jest osobą, która od początku, wzbudzała nasze całkowite zaufanie to tak naprawdę kwestia menu, tortu, obsługi i hotelu, w ogóle nie budziła naszych obaw. Spotkałyśmy się z panią w sumie trzy no może cztery razy przed weselem : raz podpisać umowę i wpłacić rezerwację, raz żeby ustalić już ostatecznie menu, zlecić jej też zakup owoców i napojów bezalkoholowych i ostatni raz żeby wpłacić zaliczkę i potwierdzić liczbę gości na sali i w hotelu.
Menu było tak bogate, że wydawało się na wyrost ale pani absolutnie nie pozwala na zmniejszenie ilości dań. Ewentualnie można je poprzestawiać i dodać opcje dodatkowe typu pieczone prosię. Bardzo atrakcyjna cena, którą zaproponowała przy pierwszym spotkaniu - czyli 330 zł za tzw talerzyk - mimo inflacji utrzymała się do dnia wesela. Rzeczywiście w trakcie imprezy tego jedzenia było mnóstwo. Dobrze, że od razu na początku odrzuciłyśmy pomysł na wiejski stół i słodki bufet.Właściwie cały czas coś ciepłego trafiało na stół. Było świeżo i pysznie. Goście zachwyceni byli jakością i ilością dań. Chwalona była kaczka, tatar, zupy i wiele innych. Dla osób, które nie jedzą mięsa przygotowane były osobne wegetariańskie potrawy. Ada przygotowała winietki na stół - dla wegetarian nakleiła nalepki z liśćmi.
W Arkadii zamówiłyśmy również tort. Był przepyszny i wyglądał naprawdę ładnie. Był trzypoziomowy, biały, lekki, na bazie bitej śmietany. Ozdobiony był kwiatami przygotowanymi przez panią dekoratorkę. Zamówienie tortu weselnego w cukierni byłoby kilkukrotnie droższe, no i kolejny podwykonawca.
Jedzenia po weselu zostało bardzo dużo. W trakcie śniadania rozdaliśmy praktycznie wszystko co zostało. Pakowałyśmy (ja, mama Mateusza i babcia Ania) mięsa i ciasta gościom chyba przez ponad dwie godziny.
Salę dekorowali dwaj podwykonawcy. Stoły ozdabiała firma Strusiowariacje - były piękne kompozycje ze strusich piór i złocone świeczniki z ledowymi świecami. Pióra nawiązywały do sukni Ady - miała pióra przy rękawach , no i doskonale wpasowały się w wystrój sali paryskiej. Ścianki - za stołem państwa młodych i miejscem udzielania ślubu oraz powitalną tablicę i kompozycje z kwiatów przygotowała firma ze Ślesina - Fineo. Kompozycje ze świeżych białych róż, goździków i gipsówki były bardzo bogate, świeże i pachnące. Na stole pary młodej była czterometrowa kompozycja robiła wrażenie. Ścianki ozdobione sztucznymi girlandami i świetlnym napisem MIŁOŚĆ były podświetlone i eleganckie. Pani z Fineo zrobiła również bukiet dla Ady z białych kali cantedeskia. Prześliczny - skromny a bogaty. Sala zachwyciła gości - wysoka, przestronna, z pięknymi detalami, lustrami, schodami - bogaty wystrój ale nie kiczowaty. Zresztą i łazienki i pokoje hotelowe naprawdę na najwyższym poziomie.
Apartament nowożeńców - pełen zachwyt. Fotograf i kamerzysta byli zasmuceni, że mają mało czasu żeby wykorzystać piękne pomieszczenia do zdjęć. Udało się zrobić mini sesję w apartamencie. Zaproszone były na nią koleżanki panny młodej. Zdjęcia wyszły przepiękne.
Naprawdę zorganizowanie wesela w tym miejscu to była wygrana na loterii. Zarówno sama sala, jej wygląd, profesjonalność właścicielki, obsługa sali i hotelu to 15/10. Podczas wesela również parking był doglądany przez ochronę. Właścicielka nawet o tym nie wspomniała ale widziałam z okna jak ochroniarze dbają o bezpieczeństwo.
Zespół muzyczny grał tak, że o matko! Byli to znajomi Mateusza i przyjechali ze Zduńskiej Woli. Goście mieli szeroki przekrój muzyki tanecznej. Marcin Kluska potrafił wyciągnąć ludzi zza stołów i włączyć do wspólnej zabawy. Mam nadzieję, że zarówno zdjęcia, jak i teledysk ślubny wyjdą super. Może wtedy na spokojnie i z bliska zobaczę wszystkie momenty z tego dnia.
Dzień ślubu zaczął się od wizyty Ady i Marty w salonie fryzjerskim. Maria z Creative Hair Studio czesała Martę i Adę później Ewę i mnie na końcu. Spędziłyśmy tam w sumie 6 godzin. Tam też umówiona była Bibianna, która nas wszystkie umalowała. Marta miała proste, zaczesane za uszy włosy a Ada koka, ja pokusiłam się o fale. W salonie wypiłyśmy szampana i jak to Maria powiedziała - stworzyłyśmy fajną atmosferę - bez napięcia, było wesoło i na luzie. No może Maria się stresowała czy da radę wyrobić się w czasie.
W czasie, gdy dziewczyny były czesane ja z Piotrem pojechaliśmy do Arkadii. Mieliśmy poukładać winietki i prezenty dla gości na stołach (Ada i Mateusz przygotowali magnes ze swoim zdjęciem, który zapakowałyśmy w kopertę i zakleiłyśmy nalepką), mieliśmy też umieścić koszyczki ratunkowe w łazienkach i zapłacić dekoratorce. Nie mogliśmy tego zrobić dzień wcześniej bo odbywała się tam inna impreza.
Około 9 rano dotarliśmy na miejsce i widok po wejściu do sali trochę mnie zmartwił. Co prawda panie z Fineo już działały ale ani stoły ani krzesła nie były ustawione. Zaraz jednak pojawili się pracownicy i w krótkim czasie wszystko było gotowe. Poukładałam na krzesłach winietki i prezenty zgodnie z planem przygotowanym przez Adę a pracownice potem poukładały je na stołach. W ciągu godziny większość prac była zrobiona - stoły ustawione i zastawione, ścianki i kwiaty nabierały kształtu, zjawili się państwo z piórami. Wzięłam Wyjeżdżając z sali mimo, że nie było jeszcze widać efektu, byłam spokojna, że wszystko będzie pięknie i na czas.
Z sali pojechałam do salonu fryzjerskiego - tam czekałam aż moje dziewczyny będą gotowe. Wyglądały przepięknie. Ponieważ czas naglił we dwie pojechały do Arkadii bo tam już niecierpliwie czekał fotograf i kamerzysta. Piotr w międzyczasie odebrał kwiaty dla pani urzędnik i pani Ireny Ucińskiej (właścicielki Arkadii). Nie udało nam się być na miejscu tak jak zakładaliśmy po 14. Dotarliśmy dopiero dwie godziny później. Zostały nam dwie godziny do ślubu.
Zdążyliśmy jeszcze spojrzeć, czy wszystko w porządku. Sala wyglądała przepięknie, muzycy gotowi do grania, kamerzysta i fotograf działali, goście docierali do hotelu. Przebraliśmy się w weselne stroje. Marcie pękło ramiączko w sukni i jeszcze je na biegu zszywałam (przydał się koszyczek ratunkowy). Mateusz przyjechał wcześniej i jako pierwszy się przygotował - musiał opuścić apartament nowożeńców, żeby Ada mogła się przygotować. Tam też miały być jej koleżanki, szampan, zdjęcia itp. Trochę mało czasu było na spokojne przygotowanie ale wszystko się udało.
Tuż przed 18 goście zgromadzili się w sali. Czekała już też pani urzędnik ze Urzędu Stanu Cywilnego z Radziejowa. Mateusz i jego brat/ świadek Michał zajęli swoje miejsca. Ada, Marta i Piotr, który prowadził Adę czekali na piętrze Zaczęła grać muzyka wybrana przez młodych - Ed Sheeran/ Andrea Bocelli "Perfect". W momencie, kiedy zaczął śpiewać Bocelli pokazała się Ada z Piotrem a za nimi Marta. Przy akompaniamencie muzyki zeszli po schodach, Piotr przekazał rękę Ady Mateuszowi. Wyglądało to przepięknie i wzruszająco. Młodzi i świadkowie wyglądali zjawiskowo. Pani Urzędnik przywitała gości i pięknie poprowadziła uroczystość zaślubin. Na koniec złożyła piękne życzenia.

Po ślubie był czas na szampana, tłuczenie kieliszków na szczęście i gromkie sto lat. Następnie Młodzi przyjmowali życzenia i ustawiła się do nich długa kolejka. Na weselu bawiło się 118 gości.
Ja w tym czasie podeszłam do pani urzędnik i przekazując box kwiatów podziękowałam za udzielenie ślubu, zaproponowałam też odwiezienie pani do urzędu. Jak się później okazało bardzo ją to ujęło bo nie zdarza się to często.
Składanie życzeń trwało trochę. Goście usiedli do stołów i podana została kolacja. Było tego tak dużo i tak dobre. Był toast, goście jedli, pili,rozmawiali. Państwo Młodzi zostali porwani na zdjęcia.
Po pierwszym posiłku nastąpił czas na pierwszy taniec. Ada i Mateusz ćwiczyli go już od dłuższego czasu (Ada znalazła gotowy układ choreograficzny). I choć muzyka i choreografia zmieniały się to efekt końcowy zachwycił wszystkich (kamerzysta powiedział, że był w tym sezonie na wielu weselach ale ten taniec był najpiękniejszy). O ile Ada tańczy od zawsze i nie obawia się występów przed publicznością to Mateusz miał stres przed tańcem. Dał radę i wypadł świetnie.
Zebrani goście po pierwszych dźwiękach muzyki westchnęli z zachwytu - z głośników popłynęła muzyka z filmu Titanic My Heart Will Go On. Piosenka klimatem pasowała do scenografii sali (piękne schody jak w kadrach filmu). Młodzi tańczyli pięknie, spokojnie a niektóre elementy wywoływały brawa i okrzyki zachwytu. W kulminacyjnym momencie Piotr odpalił fontanny iskier - dały piękny efekt. Byłam oczarowana i wzruszona - to było naprawdę piękne i eleganckie rozpoczęcie zabawy weselnej!
Tak na dobre zabawa zaczęła się pewnie coś koło 19.30. Były tańce, rozmowy, dobre jedzenie. Po drugim obiedzie był tort - piękny i pięknie podany. Znów wystrzeliły zimne ognie. Ciasto było bardzo smaczne i lekkie. Około północy odbyły się oczepiny - krótkie i zabawne. Przez większość czasu uczestnicy zbierali fanty, żeby je odkupować w czasie zabawy. Zebrali ich aż tyle, że Marcin (szef zespołu muzycznego) zapytał mnie czy rzeczywiście Ada ma trzy pary butów do odkupienia. Ustaliliśmy, że wykupienie fantów pary młodej odbędzie się hurtowo bo oczepiny trwałyby do rana :). Była też zabawa, która polegała na zespołowej budowie wieży z klocków. Niestety budowa szła marnie ale śmiechu było co niemiara. Było też rzucanie bukietu ślubnego - złapała Julka. Krawat złapał kolega Mateusza. Całe oczepiny nie trwały zbyt długo - więc nie znudziły gości. Wspólnie zatańczyliśmy belgijkę - żaden taniec tak nie łączy uczestników zabawy.
Trochę strachu napędził nam Dziadek Czesiek bo źle się poczuł po podróży samochodem. Wezwaliśmy pogotowie. Całe szczęście nic poważnego się nie stało. Ale dziadek i babcia prawie całe wesele spędzili w hotelu. Dobrze, że zarezerwowaliśmy pokój bo z uporu dziadka, że nie będzie nocował nic nie zostało. Reszta gości bawiła się długo - ostatni zeszli z parkietu, gdy orkiestra już zapakowała sprzęt do busa - czyli coś koło godziny 5/6. Większość imprezowiczów to byli znajomi Ady i Mateusza. To było zdecydowanie młode wesele. Nie było też właściwie dzieci poza Tobikiem i Tymonem. Ale i oni pozwolili pobawić się rodzicom - poszli do pokoju spać. Zabawa i hotel w jednym miejscu to naprawdę świetne rozwiązanie.
Czas mijał tak szybko, że nie wiadomo kiedy orkiestra ogłosiła o 3.30 ostatni blok taneczny. O 4 zaczęli zwijać sprzęt ale mikrofon przejął kolega Młodych i jeszcze dobrą godzinę trwała zabawa. Oczywiście została grupka młodych - rozmowy przy cytrynówce jeszcze trochę potrwały. Piękną pamiątką po tym dniu zostanie księga gości, która cieszyła się zainteresowaniem. Goście chętnie fotografowali się, wklejali zdjęcia i wpisywali do przygotowanego albumu. Miejsce gdzie odbywał się ślub zaraz po ceremonii zamieniliśmy na ściankę do zdjęć i fajnie się to sprawdziło. Młodzi dostali też wspaniałą pamiątkę/prezent od firmy dekorującej salę piórami.
Ponieważ musieliśmy opróżnić pomieszczenia gdzie przechowywany był alkohol i prezenty od gości, gdy ci jeszcze delektowali się nalewką, Piotr, ja i Mateusz mieliśmy jeszcze sporo pracy. Koniec końców tuż po 6 udało mi się przymknąć oko na dwie godziny.
Rano, jeszcze przed śniadaniem pojechałam do Włocławka (40 km) żeby wyprowadzić i nakarmić Larego. Dobrze, że zdecydowaliśmy się zostawić go w domu. Każde inne wyjście to byłby ogromny stres dla naszego staruszka. A tak całe zamieszanie związane z weselem ominęło go łagodnie. W czasie wesela Piotr pojechał go wyprowadzić i nakarmić coś koło 21 a ja w sobotę rano.
Wróciłam akurat na chwilę przed śniadaniem. Goście schodzili się do restauracji od 10 do 12. A tak naprawdę opuściliśmy Arkadię przed 14. W czasie śniadania rozdawaliśmy jedzenie i tak jak wspomniałam było go naprawdę mnóstwo. Cieszę się, że każdy wziął ze sobą przynajmniej obiad na dwa dni. Nam zostało też na dwa no może trzy obiady różnego rodzaju mięs. I dopiero gdy pakowałam jedzenie na wynos zobaczyłam ile było różnorodnych dań.
Goście powoli rozjeżdżali się do domów. Mateusz zapakował swój samochód i pojechał nim do Korczewa a Ada z nami do domu. Takie wyjście było konieczne ze względu na dalszą organizację w związku z szybkim wyjazdem w podróż poślubną. Mateusz musiał wrócić w poniedziałek bo młodzi musieli odebrać akt ślubu, rozliczyć się z Arkadią i zostawić Ady samochód we Włocławku.
W domu Ada opowiedziała nam o nocy poślubnej w apartamencie nowożeńców. Śmialiśmy się do rozpuku. Okazało się, że noc spędzili we czworo :). Przyjaciele Młodych czekali na taksówkę a że czasu było do niej dużo to postanowili poczekać w apartamencie Ady i Mateusza. Ada szybko zasnęła i nie była świadoma, że mają gości. Rano podnosi głowę i widzi, że na kanapie śpią K i B. Sytuacja co najmniej niezwykła. Wszyscy ubawiliśmy się po pachy.
Mimo nieprzespanej nocy emocje nie pozwoliły zasnąć do późnego wieczora.
To była udana impreza!
Najważniejsze, że Młodzi zadowoleni!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz