sobota, 14 lipca 2018

Bośnia w 12 godzin - część trzecia - Mostar


Po sześciu godzinach podróży dotarliśmy do Mostaru. Każdy kojarzy to miasto z wizerunkiem mostu. Owszem, starówka jest bardzo klimatyczna. Wybrukowana kamieniami już tak wypolerowanymi przez buty turystów i nie tylko, że trudno się po nich poruszać. Mnie jednak najbardziej uderzyły graffiti na ścianach podziurawionych kulami. Są albo bardzo wymowne albo pokazują próbę przejścia do normalności . Trochę tak żeby pamiętać ale i zapomnieć.W mieście wciąż żywe są echa wojny domowej sprzed dwudziestu lat. 



zdjęcie pochodzi ze strony:
http://tourguidemostar.com/blog/2016/10/06/visit-mostar-the-street-art-capital-of-bosnia-and-herzegovina/












Urokliwe uliczki starego Mostaru też były świadkami strasznej bratobójczej walki, nawet most- symbol miasta wybudowany w 1566 r. 9 listopada 1993 r., w wyniku działań wojennych został zburzony przez Chorwatów, a jego odbudowę zakończono 23 lipca 2004 r. Odbudowa (z oryginalnych części i metodą z 1566 r) możliwa była dzięki pieniądzom z UNESCO i EU. 




Na starówce funkcjonują liczne sklepiki, w których można zobaczyć i kupić pamiątki, których nie zobaczymy w Chorwacji - bardziej przypominają te z bazarów tureckich. Są przepiękne lampy i biżuteria z metalu, kilimy itp.



Do Mostaru dotarliśmy wieczorem bo chcieliśmy zobaczyć to miasto w wieczornych światłach. Turystów było już mało i spokojnie można było pochodzić po wąskich uliczkach. Co prawda był to dzień kiedy Chorwacja grała z Anglią na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej (o wejście do finału) i część kramów wcześnie się zamykała. Na moście i pod mostem obserwować można było miejscowych skoczków do wody , którzy po uzbieraniu odpowiedniej kwoty skakali w nurt Neterwy.


















Poszukując miejsca na kolację trafiliśmy do tureckiej knajpy i zjedliśmy przepyszne dania kuchni tureckiej. Były delikatne i pięknie podane. Obejrzeliśmy podświetlony Mostar i ruszyliśmy w drogę powrotną.





Jak napisałam wcześniej był to wieczór meczu ważnego dla tego regionu więc droga była pusta. Nic właściwie nie jechało ani w jedną ani w drugą stronę. Zarówno w Bośni jak i w Chorwacji w każdym barze widzieliśmy tłumy zgromadzone przed telewizorami. Oczywiście kibice poubierani w barwy biało- czerwone i pełno flag. Słuchaliśmy relacji w chorwackim radio. Gdybyśmy nawet nie słuchali to i tak wiedzielibyśmy, że Chorwacja weszła do finału - na niebie pojawiły się fajerwerki gdy jechaliśmy autostradą. 

Podsumowując wyprawę do Bośni - warto było zobaczyć te miejsca. Różniły się klimatem i przekazem. Z jednej strony Medugorje a z drugiej Blagaj.  Bośnia to kraj dwóch kultur, które egzystują obok siebie. Nie znajdziemy tu infrastruktury drogowej i naprawdę czułam się jakbym trochę przeniosła się w czasie. 







Brak komentarzy :

Prześlij komentarz