poniedziałek, 24 lutego 2025


Czas naszego odpoczynku zbliżał się już do końca. W niedzielę mieliśmy wsiąść do samochodu na kilkanaście godzin podróży. Zatem sobota to dzień bez samochodu (no może tylko na zakupy do konzuma). Marta chciała popływać na supie więc wypożyczyliśmy deskę i kilka godzin spędziliśmy w wodzie. Jak ja to lubię! Niesamowicie mnie relaksuje ta krystaliczna, ciepła woda, cisza, słońce, zapach olejku do opalania. Chciałabym częściej i dłużej cieszyć się takimi wyjazdami. Resetują głowę, rehabilitują kręgosłup, dbają o skórę. Czyli prawdziwa talasoterapia. Zresztą jak już kiedyś pisałam Dramalij słynie z sanatoriów.







Bar nad nabrzeżem to odkrycie tego wyjazdu. Pyszna kawa, wytchnienie od upału, piękny widok.






Po południu był czas na sesję zdjęciową tuż za rogiem parę stopni w dół. Czekałyśmy na złotą godzinę żeby wydobyć klimat tego miejsca. Chyba się udało. Każde zdjęcie było udane aż trudno wybrać to najlepsze.


Przed wyjściem na wieczorny spacer i kolację pojechaliśmy jeszcze na ostatnie zakupy - do Polski zabieramy arbuzy, burki, sery, piwo, oliwa i jeszcze trochę innych dobrodziejstw.




 

Wieczór zapowiadał się przyjemnie. Pięknie zachodziło słońce. Zanim wyszliśmy jeszcze nasyciłam się ostatnim w tym sezonie zachodem słońca.




Gdy się już trochę schłodziło poszliśmy spacerem wzdłuż wybrzeża. Doszliśmy do Crikvenicy. Tam życie turystyczne tętniło w całej okazałości. Natrafiliśmy na parki rozrywki - Piotr i Marta spróbowali sił w tenisie stołowym. Potem wracaliśmy do spokojnego Dramalij i szukaliśmy miejsca na dobrą kolację. Trafiliśmy do tej, w której jedliśmy gdy pierwszy raz byliśmy w tym miejscu. Zjedliśmy na balkonie wiszącym nad plażą. Było tak przyjemnie i spokojnie.















Późnym wieczorem wróciliśmy spacerkiem do apartamentu. Jeszcze długo siedziałam na tarasie nie chcąc żeby było jutro.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz