Następnego ranka Marta poszła rano pobiegać a ja delektowałam się widokiem na chłodnym jeszcze tarasie. Gdyby można było napatrzeć się na zapas...
Potem śniadanko, parę minut drogi w dół i .... zaczęliśmy czas kąpieli słonecznych i morskich. Temperatury są naprawdę wysokie ale przeplatanie wygrzewania się na słońcu z chłodzeniem w Adriatyku jest wyjściem idealnym.
W przerwie od tych zajęć można wpaść do baru parę kroków obok i napić się czegoś chłodnego albo pysznej kawy. W dodatku z takim widokiem. a przy okazji widać też nasze rzeczy pozostawione na nabrzeżu.
Oprócz baru parę minut w drugą stronę na nabrzeżu znajduje się piekarnia z bajecznymi burkami i slanakami i stoisko z owocami. Matko jakie pyszne figi tam mają no i arbuzy.
Jak już zmęczyliśmy się naprzemiennym wygrzewaniem i ochładzniem poszliśmy do apartamentu i bardzo powoli szykowaliśmy się na popołudniowy wypad do miasteczek na Krk. Na wyspie byliśmy już kilka razy ale wciąż nie odwiedziliśmy kliku malowniczych miejscowości. Na początek Njivice - śliczne miejsce (dawniej wioska rybacka). Zabudowane głównie jednorodzinnymi domkami , z małą przystanią dla jachtów, kolorową staróweczką. Bardzo klimatyczne. Zjedliśmy tam pyszny obiad.
Wieczór był jeszcze wczesny i bardzo przyjemy temperaturowo i tak pięknie zachodziło słońce, że chcieliśmy jeszcze pospacerować wzdłuż morza. Nabraliśmy ochoty żeby odwiedzić jeszcze jedną miejscowość - Malińską. Tu już znacznie bardziej turystycznie, więcej ludzi i straganów. Obok tandetnych pamiątek można trafić na oryginalne i bardzo piękne rękodzieła. No i koty nic nie robiące sobie z turystycznego zamieszania.
W Malińskiej jest całkiem spory i wypełniony po brzegi port jachtowy. Trafił nam się magiczny zachód słońca.
Przed wyjazdem z tego uroczego miasteczka udało się jeszcze kupić koszulkę w chorwackich barwach i zobaczyć niezwykły transport psa. Po drodze zatrzymaliśmy się w sklepie lokalnej sieci Plodine żeby uzupełnić zapasy niezbędnych do życia produktów - burków, serów, owoców, przepysznej wody Jamnica.
Dotarliśmy ciemną nocą. Można było usiąść na tarasie bez groźby oparzenia (w dzień kiedy słońce zalewa taras nie ma szans na spędzenie na nim zbyt długiego czasu ze względu na temperaturę) i posłuchać ...ciszy. Tu jest naprawdę tak cicho i spokojnie, że na balkonie rozmawiamy szeptem. Tego wieczora gdzieś w oddali był słyszalny śpiew męski - piękne chorwackie pieśni. Ale naprawdę trzeba było wytężyć słuch żeby coś usłyszeć.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz