poniedziałek, 30 stycznia 2017

Spacer po włocławskiej Tamie

Mimo, że urodziłam się i mieszkam we Włocławku nieczęsto odwiedzam jedną z większych atrakcji regionu tzw. włocławską  tamę. Przejeżdżam tamtędy bardzo często ale na palcach rąk można policzyć ile razy miałam okazję tam pospacerować. Co prawda zawsze to były jakieś specjalne okazje - bieg im. Popiełuszki, wizyta gości i chęć pokazania im wodnej atrakcji ale również powodzie, gdzie woda spadała z turbin z wielką mocą (robiło to ogromne wrażenie).  Jako dziecko przeprawiłam  się przez śluzę zapory statkiem wycieczkowym, no i zobaczyłam zabłąkaną fokę (której pilnował policjant chyba). Miałam też okazję zajrzeć do wnętrza zapory i elektrowni wodnej.



Elektrownia Wodna we Włocławku – największa elektrownia przepływowa w Polsce. Po wybudowaniu stopnia wodnego i całej elektrowni w 1970 roku działanie zapory zaplanowano na 10-15 lat. W tym czasie w dolnym biegu Wisły miały powstać kolejne zapory (elektrownie wodne). Z powodu problemów gospodarczych zabrakło pieniędzy na wybudowanie pozostałych elektrowni i tama, mimo pogarszającego się stanu technicznego, stoi samotnie do dziś.
Problemem zapory zainteresowano się dopiero na początku lat 90. Wtedy wydano pierwsze raporty, które mówiły o tym że konstrukcja może się przechylić, wywołując poważną katastrofę. Żeby zapobiec zawaleniu się tamy zaplanowano wybudowanie elektrowni wodnej w Nieszawie, która odciążyłaby przestarzałą konstrukcję. W 2012 r. wycofano się z tej lokalizacji, ostatecznie postanowiono, że nowa zapora (elektrownia) zostanie wybudowana w , na 708. kilometrze Wisły.
W 2015 roku, po 3 latach prac, kosztem ponad 115 milionów złotych, ukończono przebudowę i remont włocławskiej zapory. Nie rozwiązało to jednak problemu erozji koryta rzeki w dalszym biegu Wisły.(Wikipedia)
 Rzeczywiście po remoncie zapora prezentuje się lepiej ale sama nawierzchnia oraz część barierek jest w fatalnym stanie. 







Najpiękniej to miejsce wygląda zimą i o każdej porze roku o zachodzie słońca.









0

sobota, 28 stycznia 2017

Żal

Dzisiaj o tej porze powinniśmy mijać Częstochowę. Obowiązkowo zatrzymalibyśmy się w tamtejszym Decatlonie, zastanawialibyśmy się nad ruchem na zakopiance i o której dotrzemy do Stołowego. Wypatrywałabym znanych krajobrazów i cieszyła się jak dziecko na widok Litwinki, Giewontu, Burego Misia, Bukowiny Tatrzańskiej. A tymczasem siedzę w domu, piszę posta, idę porządkować piwnicę. No po prostu żal,żal i jeszcze raz żal. To miał być 10 jubileuszowy pobyt u Stanków. Tak się poskładało, że w tym roku nie jedziemy. W pierwszym tygodniu Marta ma klasowe połowinki więc dla niej baaardzo ważne, Ada ma sesję. W drugim tygodniu nie może ,ze względów zawodowych, Piotrek. Może uda nam się wyskoczyć w góry w jakiś weekend w marcu. Co prawda w listopadzie byłam jeden dzień w Zakopanem ale to duużo za mało. Boję się,że nie odpocznę i nie naładuję akumulatorów na drugi semestr pracy.Będzie mi brakować wędrówek i górskiego powietrza w płucach, jedzenia u pani Ani i wielu innych rzeczy. W domu, jak to w domu zawsze jest coś do zrobienia. Czas zapewne roztrwonię na przysłowiowe "przekładanie z kupki na kupkę". Za rok nie ma mowy o odpuszczenie zimowego wypoczynku!
Dzisiaj wstawiam kilka zdjęć z minionych lat. I naprawdę czuję tęsknotę za górami.......