poniedziałek, 24 stycznia 2022

Złoty pierśconek na szczęście



 7 stycznia 2022 roku we wspomnieniach  Ady będzie bardzo ważną datą. To tego dnia Mateusz oświadczył się jej. Zabrał ją do Pałacu Wąsowo, podarował bukiet kwiatów i pierścionek. Wszyscy życzymy im wszystkiego co w życiu najlepsze!









poniedziałek, 17 stycznia 2022

Tak mi smutno

 

    W grudniu moja sąsiadka Stasia zakomunikowała mi, że wyprowadza się do Rumii. Tam mieszka jej syn i wnuki. Zrobiło mi się tak niesamowicie smutno. 

Oczywiście cieszę się, że wyjeżdża bo to dla jej dobra. Tam będzie bliżej swoich bliskich. Będzie zaopiekowana i będzie sie opiekować nimi. Ale żal mi wspólnych długich godzin pielęgnowania ogrodu, który razem założyłyśmy pod blokiem. Będzie brakowało mi też jej podejścia do życia, sposobu reagowania na różne sprawy, jej przekleństw, pracowitości, szczerości aż do bólu.

Poznałyśmy się może 7 lat temu. wtedy wprowadziła się na parter. Od razu swoją osobowością zwracała uwagę. Wprowadziła też nowe porządki. Zwracała uwagę jak coś jej się nie podobało. Zwykle miała rację. Poznałam ją jak zwróciła Marcie uwagę, że Lary nabrudził na trawnik. Uznałam, że słusznie. Marta przeprosiła i zawsze już sprzątaliśmy po swoim psie. Ponieważ jeszcze generalnie nikt nie zwracał uwagi na to, że psy obsikują ściany bloku więc Stanisława i z tym postanowiła zrobić porządek. Nasłała na nas straż miejską. Panowie przyszli poinformowali i poszli bo nie ma zakazu sikania przez psy. 

Czyli nie lubiliśmy się na początku.

Za przyczyną Stasi  i Basi w bloku zaczęły następować bardzo duże i ważne zmiany. Bo to kobiety czynu. Zostaliśmy wspólnotą mieszkaniową. Sąsiadki zaplanowały remont klatki schodowej, docieplenie budynku, remont balkonów, wymianę rur i likwidację piecyków gazowych, założenie węzła cieplnego, kamer do monitoringu,  obłożenie bloku dookoła opaską z polbruku i założenie trawnika. Postarały się o kredyt i ulgę z funduszy unijnych. Przyjrzały się naszym administratorom i zmieniły na innego zarządzającego.  Czyli zakres prac po prostu ogromy. To były dla nich godziny rozmów, uzgodnień, nerwów, proszenia o ulgi itp. Stasia na dodatek pilnowała wszystkich prac. Kiedy trzeba było to nakarmiła, dała kawy, pochwaliła ale kiedy trzeba było to równo op..liła. Zrobiła dla tego budynku więcej niż nie jeden by chciał i mógł. 

Oczywiście oprócz Basi i Stasi tak naprawdę nikt z mieszkańców się nie angażował w to co się działo. Niektórzy byli zadowoleni, że w końcu coś się zmieni ale byli i tacy, którzy pisali anonimy, wyzywali. 

zatrzymane chwile: Prawie Alternatywy 4 (iwonagcw.blogspot.com)



W tym poście opisałam jak w 2016 roku  zawarłam bliższą znajomość ze Stasią. Nie mogłam patrzeć jak sama walczy z zakładaniem żywopłotu. Siedziała zmęczona na workach z ziemią. a praca wydawała się ponad siły nawet dla większej grupy i dużo młodszych osób. Zeszłam z pomocą i tak zostałam pomocna do dzisiaj.  Przez te pięć lat z kawałka ziemi zagruzowanej, piaszczysto żużlowej, zrobiłyśmy piękny ogród przed, obok i za blokiem. Są kwiaty, byliny, krzewy, trawnik. Praca w naszym ogrodzie to walka z fatalną glebą, suszą ale i ludźmi. Zarówno nasi lokatorzy jak i przechodnie niszczą naszą pracę. Śmiecą, wyrywają, łamią, wpuszczają psy itd. Stasia dbała o zieleń codziennie: sprzątała, wybierała z żywopłotu butelki, peliła, podlewała. Ja zajmowałam się koszeniem, nawożeniem, sadzeniem, przycinaniem, ogacaniem. Pracy każda z nas wkłada w ten kawałek ziemi bardzo dużo. Efekt jest niesamowity: kwitną rododendrony i magnolie, róże i piwonie, juki, lilie, lawenda, słoneczniczki, kocimiętka a wiosną krokusy, narcyzy, tulipany. Mamy sporą kolekcję funki. Zrobiłyśmy ogrodzenie z porządnej siatki. 

    Będzie mi brakowało naszej wspólnej pracy, rozmów do późnego wieczora na naszym podwórku. Będzie brakowało kawy podanej przez okno. No po prostu będzie mi bardzo smutno bo teraz zostanę sama z naszym ogrodem. Na pewno nie uda mi się utrzymać go na takim poziomie jak dotychczas bo zwyczajnie braknie mi na to czasu.



















niedziela, 16 stycznia 2022

Farma fotowoltaiczna za płotem


    



    W lipcu w 2021 roku dostałam list polecony z gminy Lipno informujący o tym, że sąsiad za płotem chce na swojej działce o powierzchni 1,5 hektara posadowić farmę fotowoltaiczną o mocy do 1 MW. Akurat wtedy przebywałam po za domem i nie mogłam pojechać na miejsce i dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Ta wiadomość bardzo mnie zaskoczyła bo orientuję sią jak wyglądają takie inwestycje. Jest to mnówstwo  konstrukcji stalowych na których zamontowane są dużych gabarytów płaszczyzny z  ogniwami fotowoltaicznymi. Nie mam nic przeciwko zielonym technologiom na działkach, domach itd. ale dla celów własnych  a nie inwestycji przemysłowej. Ona po pierwsze zmieni tzw ład przestrzenny wsi. Kto chciałby za oknami widzieć takie konstrukcje? Co prawda niby takie farmy nie mają negatywnego oddziaływania na środowisko ale nie do końca się chyba z tym zgadzam. Jest tyle miejsc dla takich inwestycji – przy autostradach, liniach kolejowych itd. Ale w środku wsi? I z tego co się dowiedziałam to takich zamierzeń w Maliszewie było kilka. A dwie farmy już są.


    Zaniepokoiło mnie to i zadzwoniłam do sąsiada z zapytaniem o jego a właściwie jego syna zamierzenia. Odpowiedział mi, że zamiast kukurydzy będę miała obok panele ale to cóż z tego?

    Zadałam mu pytanie jak magazynowana będzie energia  bo niektóre sposoby są hałaśliwe. On , że nie wie bo to jego syn inwestuje w farmy a po za tym on nie widzi problemu . Poprosiłam o spotkanie ale on powiedział, że chętnie ale teraz czasu nie mają. A poza tym administracyjne młyny wolno mielą i na pewno zanim cokowiek postanowi gmnia to jeszcze długo potrwa.

    Niecałe dwa miesiące później przyszła pozytywna decyzja o warunkach zabudowy dla farmy sąsiada. Czyli sprawa w gminie potoczyła się szybko. Po otrzymaniu pisma Mama zadzwoniła do sąsiada żeby zapytać jak będzie magazynował energię. On zdenerwowany odpowiedział, że nie bedzie magazynu i jak nam nie pasuje to : "odwołujcie się".  Ponieważ sąsiad nie wrócił do sprawy spotkania się z nami a wielokrotnie przejeżdżał obok otwartej bramy stwierdziliśmy, że nie ma co rozmawiać, trzeba działać. W terminie ustawowym czyli 14 dni od odbioru pisma złożylismy odwołanie od decyzji wójta.

    Konsultowaliśmy się z różnymi ludźmi znającymi się na temacie ale tak naprawdę odwołanie napisał Piotr i jego znajomy prawnik. Powołali się na błędy w procedurach. Pismo trafiło do gminy, która nie widziła dalej podstaw do odwołania ale ostatecznie trafiło ono do Samorzadowego Kolegium Odwoławczego we Włocławku. W międzyczasie my również złożyliśmy wniosek o zmianę warunków zabudowy na zabudowę domem jednorodzinnym. Po to chociażby, żeby nikt nie zablokował nas budową jakiegoś wiatraka czy np zmieniające się przepisy dotyczące farm słonecznych. Nasz wniosek nie był już tak szybko rozpatrzony jak wniosek sąsiada. Trwało to ponad trzy miesiące. Ale w grudniu przyszła pozytywna wiadomość i w ogrodzie w Maliszewie można stawiać dom. 



    Wracając do sprawy farmy. Szczerze to nie liczyliśmy na to, żeby odwołanie coś pomogło. W artykułach w internecie raczej nie dawali szans na zablokowanie tej inwestycji bo jest nieszkoldliwa dla środowiska. Po dwóch miesiącach otrzymałam pismo ze SKO i jakie było moje zdziwienie i niedowierzanie, że organ odwoławczy to nam przyznał rację. Zarzucił pewne błędy co do podstawowych założeń farmy i stwierdził, że nie można takiej instalacji traktować jako technicznej tylko jako przemysłową. Że powinny być zachowane: ład przestrzenny, linia zabudowy i dobro sądziedzkie. Uchylił decyzję wójta w całości. Czyli żeby taka farma mogła powstać sąsiad musi jeszcze raz przejść procedurę i dostosować inwestycję do innych wymogów niż to zrobił wcześniej.

    Radość moja była ogromna no i satysfakcja, że sąsiadowi utarliśmy nosa.I że duży nie może więcej.  Zresztą szybko się przekonałam jak bardzo sie zdenerwował decyzją SKO. Jeszcze tego samego dnia zadzwonił do mnie i w bardzo dobitnych słowach poinformował, że nie będzie dobrym sąsiadem i, że: każe mi przyciąć drzewa, nie wolno latać dronem i jeszcze coś ale nie pamiętam bo poziom mojego zdenerwowania był bardzo duży. Krzyczał na mnie, żebym odwołała swoje odwołanie i że co mi przeszkadza farma itp. Ja spokojnie odpowiedziałam mu, że nie chcę mieszkać przy takiej wielkiej farmie , że był czas na rozmowę i może jakieś ustalenia ale on pewien siebie miał mnie gdzieś. 

Spodziewam się jakiś ruchów z jego strony ale nie wiem jakich i kiedy. Na dzień dzisiejszy cisza.

Przez sprawę farmy poznaliśmy zarówno prawo dotyczące takich przedsięwzięć ale także dowolność jego interpretowania. Po za tym z przerażeniem śledzę ruchy związane z fotowoltaiką w gminie Lipno. Takich decyzji jak w naszym przypadku wydaje się tu dziesiątki. Przypuszczalnie wszystkie są wadliwe. Ktoś robi na tym niezły biznes. Nasz sąsiad ma przyznane decyzje na około 16 hektarach w różnych punktach gminy. Smutno mi, że piękny krajobraz wiejski pozwalają zamieniać na krajobraz pokryty panelami. Nie liczy się ład przestrzenny , liczy się kasa.

    Rozczarowało mnie też podejście mieszkanców wsi. Im jest wszystko jedno co się dzieje dookoła. "Nasza " farma miała powstać naprzeciwko domu jednego z radnych. Poszłam do niego licząc, że wspomoże mnie w odwołaniu i sam też złoży jakiś protest. Ale gdzież tam : "pani on ma już wszystko załatwione, mówiłem żonie , że będziemy w okularach przeciwsłonecznych w domu chodzić". I się z tego śmiał. Ludzie zamknęli się w swoich domach, podwórkach i nic ich nie obchodzi. Szkoda bo tam jeszcze jest ładnie i dużo ludzi się buduje. Dowiedzieliśmy się też , studiując mapy, że tuż za miedzą sąsiada zaczyna się teren chroniony prawem związany z doliną rzeki Mień. Niestety w przeciwną stronę niż nasza działka.

Nie wiem co będzie z ogrodem. Ale to był ostatni moment na zablokowanie tej inwestycji. Gdyby powstała obniżyłoby to wartość działki no i jaka to przyjemność ewentualnie mieszkać przy kupie żelastwa. 

Nie wiem co będzie dalej. Co wymyśli sąsiad i jak uprzykrzy nam życie. Trochę straciłam serce do tego miejsca. Już nie oddycham tam swobodnie jak kiedyś. A wszystko przez ludzi, którzy myślą, że im wolno więcej. I przez brak sensownych regulacji prawnych.



Covid 2021




 Rok 2021 tak jak i poprzedni stał pod znakiem pandemii. 

W drugim roku pandemii Covid-19, której kolejne fale zdominowały 2021 rok, zmarło ok. 3,5 mln osób, czyli dwa razy więcej niż w roku ubiegłym, a 200 milionów zostało zakażonych. Na całym świecie podano 8,8 miliarda dawek szczepionek przeciwko Covid-19. Niespełna 60 proc. globalnej populacji przyjęła co najmniej jedną dawkę.

Wiosnę rozpoczęliśmy z wariantem brytyjskim.  Potem jesienią na przełomie września i października wystąpiła kolejna fala, wariantu delta. Każdy wariant charakteryzował się innym przebiegiem infekcji, innymi następstwami i objawami klinicznymi.

 Najgorszą sytuację mieliśmy na przełomie marca i kwietnia   Rejestrowano ponad 35 tys. nowych zachorowań dziennie. Wtedy było ponad 900 zgonów w ciągu doby. 

Dzisiaj (14.01.2022) stan zachorowań w Polsce:

Liczba osób zakażonych

+ 16 878

Aktualne412 555

Łącznie4 265 433

Liczba osób wyzdrowiałych

+ 9 876

3 751 459

Liczba osób zmarłych

+ 481

101 419

Mimo dostępności szczepionek nie  nabyliśmy w tym roku odporności zbiorowej – tylko 55 procent społeczeństwa, czyli blisko 21 milionów Polaków, jest zaszczepionych.  Niestety w naszym kraju dość silne są ugrupowania antyszczepionkowców, którzy rozsiewają  spiskowe teorie o unicestwianiu ludności. Ofiarami fake newsów są niestety  ludzie, którzy im wierzą oraz ci, których organizmy są słabsze i mino szczepień i tak zapadają na covid.

U nas w rodzinie wszyscy przeszczepiliśmy się trzema dawkami. Różnie to znosiliśmy ale dzięki temu, że jesteśmy zaszczepieni może unikniemy przynajmniej ciężkiego przebiegu zakażenia.

Ja po przejściu ponad rok temu dalej borykam się z powikłaniami. Nie mam do końca węchu takiego jak miałam przed zachorowaniem. Niektórych zapachów w ogóle nie czuję. Mam zmienione smaki - nie lubię już mięty, banan dziwnie smakuje. Przeszkadza mi to bo dla mnie zapach ma ogromne znaczenie. Z zapachami kojarzą mi się miejsca, emocje, itd. Podobno to uszkodzenie nerwów przez wirusa i może się zregeneruje ale nie wiadomo. Myślę, że to nie jedyne powikłania. Mam wrażenie, że kłopoty z okiem, żyłami w nogach też są tego efektem ale czekam na wizyty u lekarzy. Zobaczymy.


W porównaniu do ubiegłorocznych, dzisiejsze restrykcje są niezwykle skromne. Wciąż obowiązuje nakaz noszenia maseczek w sklepach czy transporcie publicznym. W kinach, teatrach i innych instytucjach kultury obowiązuje limit miejsc, ale wyłączone są z niego osoby zaszczepione. Podobnie jest w obiektach sportowych i Kościołach. Na wesele może wejść co najwyżej 150 osób, ale znów – z limitu wyłączone są osoby zaszczepione. 


Covid to nie tylko problem organizacyjny, zdrowotny ale też polityczny.

Wielu ludzi każde restrykcje ma w poważaniu. Jest to strasznie denerwujące bo narażają innych na zakażenie. Mam wrażenie, że są dumni z tego, że nie poddają się nakazom. Zdarzały się takie przypadki, że za zwrócenie komuś uwag , że nie ma maseczki, osoba wybuchała agresją nie tylko słowną. 


Covid wpłynął na codzienne życie, na wyjazdy wakacyjne, na pracę, zakupy, wolny czas. Na wszystko.

Umarło wiele osób w tym też znajomi. Tablice z nekrologami przy włocławskim cmentarzu nie mieszczą nekrologów. Nigdy tak jeszcze nie było. Od początku pandemii w Polsce z powodu covid wymarło 100 tysięczne miasto. Ale nie dopuszczamy do swojej wyobraźni tych liczb. Pandemia nam spowszedniała. 

W tamtym roku myśleliśmy, że ta zima to już będzie spokój ale bardzo się rozczarowaliśmy i niestety końca nie widać. 



piątek, 14 stycznia 2022

Niesamowity prezent - Planeta Glamping



 W tym roku Ada i Marta sprawiły nam niesamowity prezent świąteczny. Już na początku grudnia Ada tajemniczo zakomunikowała, że pomiędzy świętami musimy mieć wolne dni bo wtedy będziemy realizować nasz prezent. Wiedzieliśmy też, że z naszej strony mamy zapewnić dojazd i wyżywienie. Aż do końca, czyli do pierwszego dnia po świętach dziewczyny nie zdradziły dokąd jedziemy. Bardzo cieszyliśmy się na ten wspólny czas. Wiedzieliśmy tylko, że mamy zabrać ze sobą kostiumy kąpielowe. 

W poniedziałek rano kiedy właściwie mieliśmy już wychodzić z domu Ada dostała telefon, że nie możemy przyjechać bo zamarzł namiot w którym mieliśmy mieszkać (w nocy było - 19 stopni Celsjusza). I w ten sposób dowiedzieliśmy się, że mieliśmy jechać na glamping na Kaszuby. Oczywiście nastąpiło  wielkie rozczarowanie i płacz. Nie można było pozwolić żeby urlopy się zmarnowały. Szukaliśmy innego miejsca na wyjazd. Po kilku godzinach Ada znalazła podobne miejsce tylko, że w Zalesiu pod Warszawą. 

Tak więc, opóźnieni o jeden dzień, ruszyliśmy na poświąteczny wypoczynek. Droga zajęła nam nieco ponad dwie godziny. dotarliśmy na miejsc ukryte pośród lasu położonego w parku rozrywki. O tej porze oczywiście wszystko oprócz glampingu jest zamknięte. Latem musi być tam niezły tłum. 










Namioty sferyczne  rozlokowane są pośród sosen. Jest ich pięć. Jeden jest sześcioosobowy a reszta czteroosobowe. Każdy posiada taras z miejscem do siedzenia, hamakiem. Pomiędzy drzewami rozpięte są światełka. Wygląda to nieziemsko. Na terenie znajduje się sauna, balia z zimną wodą (teraz lodem), pawilon do urządzania imprez i miejsce na ognisko. W czasie kiedy byliśmy leżał śnieg więc wszystko wyglądało jak z innej bajki. Pomysł na zabranie nas w takie miejsce był strzałem w dziesiątkę. 

Założeniem wyjazdu był odpoczynek, pobycie razem. I to miejsce gwarantowało spokój, ciszę i odcięcie od codzienności. 

Wszystkie namioty mają swoje nazwy i różnią się właściwie kolorem narzuty na łóżko i kolorem foteli. Są więc: Ziemia, Mars, Neptun , Pluton i Jowisz. 

Nasz namiot to Mars. W środku cieplutko i nowocześnie. Podłoga wyłożona panelami, podgrzewana. Ciepło nawiewane klimatyzacją. Wnętrze jasne i świetnie zorganizowane. Pośrodku wysokiego namiotu sferycznego stoi drewniana konstrukcja w kształcie sześcianu zawierająca: wbudowany kontener  sanitarny (łazienka z dużym prysznicem, bojler, ubikacja), z jednego boku aneks kuchenny (blat, zmywarka, płyta grzejna, czajnik, zlew, lodówka), z przodu tego klocka wnęka na dwuosobowe łóżko , nad nimi  platforma z materacem dwuosobowym. W namiocie jest też stół z czterema krzesłami, szafka, wieszak, dwa leżaki, fotel uszak, puf, stolik kawowy, kosz z hamakiem i kocami. Wszystko nowe, gustownie dobrane. Najważniejsze jest wieeelkie okno wychodzące na las. 


















W innych namiotach byli lokatorzy ale właściwie jakby ich nie było. Właściciel sympatyczny i pomocny. 

Byliśmy od samego początku zachwyceni tym miejscem. 

Pierwszy wieczór spędziliśmy na grze w \Chińczyka co zajęło nam prawie trzy godziny.  Spało nam się naprawdę super. Rano zjedliśmy śniadanko z pięknym widokiem na las. Po południu mieliśmy zamówioną leśną saunę. Musieliśmy więc w miarę wcześnie pójść na obiad. Właściciel polecił nam chińskie pierożki w knajpce w Zalesiu. Poszliśmy spacerem przez las oglądając letnie atrakcje parku. Pierożki były wyśmienite.














Leśna sauna czekała na nas rozgrzana do czerwoności. Było super gorąco i przyjemnie wygrzać ciało. Nie odważyliśmy się wskoczyć do balii z lodowatą wodą. Ada i Piotr zanurzyli się częściowo. Ja chłodziłam się na śniegu. Atrakcja była wyśmienita.Po saunie zrobiliśmy sobie seans filmowy.















Ostatniego dnia zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawę i z żalem że to już opuściliśmy glamping. Ale zanim wyjechal;iśmy to jeszcze zrobiliśmy milion zdjęć.








Niespodzianka dziewczynom udała się znakomicie. Miejsce i sposób odpoczynku nieoczywiste i bardzo fajne. Zupełnie inny sposób na spędzenie czasu, odstresowanie się, pobycie razem.




Dziękujemy!!!!!!