wtorek, 15 lutego 2022

Rocznica



 

Dziś minęło 53 lata gdy na ślubnym kobiercu stanęli Mama i Tata. 

Mama miała wiązankę z bzu! W lutym!

Tata białe rękawiczki.

Szkoda, że zdjęć niewiele.


sobota, 5 lutego 2022

Dolina KOścieliska w zamian

 


Sobota obudziła się śnieżna, wietrzna i zimna. Nie zachęcała do uprawiania sportów na stoku. Wycieczka na Morskie Oko czy Rusinową Polanę była bez sensu i nawet można powiedzieć niebezpieczna. Siedzieć w pokoju? No bez sensu! 

Wybraliśmy więc spacer w Dolinie Kościeliskiej. Zdziwiła mnie ilość spacerowiczów. Naprawdę było ich dużo. No bo tak naprawdę to było chyba najlepsze wyjście na taką pogodę. Ruszyliśmy dość póżno bo po 13 więc wiedzieliśmy, że będziemy iść godzinę w jedną stronę i zawrócimy. Doszliśmy do Jaskini Mrożnej, która jest teraz w remoncie. 

Od wejścia na szlak rzuciły się w oczy puste wzniesienia - połamane w letnie wichury drzewa sprawiają smutne wrażenie. Co to musiałabyć za siła!

Przez całą drogę szliśmy w śnieżnej zawierusze. Ale widoki, cisza, wszechobecna biel wynagradzały sypiący w oczy śnieg. 



















Po zdrowym spacerze pojechaliśmy na Rusiński żeby oddać karnet i wypić kawę. Ludzi prawie nie było. 

Chcieliśmy poczekać do kolacji w Karcmie Litworowy bo miałabyć muzyka na żywo. Mieliśmy trochę czasu więc pojechaliśmy do Białki Tatrzańskiej na Kotelnicę zobaczyć co się zmieniło. Oczywiście tłumów nie było ale za to stragany (mniej liczne) wypełnione chińskim badziewiem. Dość szybko opuściliśmy to miejsce. Po drodze do karczmy zatrzymaliśmy się po oscypki. Wreszcie dotarliśmy do Litworowego Dworu. Usiedliśmy na piętrze bo stwierdziliśmy, że jak będą górale grać to będzie słychać i widać. No i grali.... w piwnicy tym razem. Nie chciało już nam się czekać aż wejdą na górę więc po smacznej obiadokolacji pojechaliśmy do siebie.



Rano w niedzielę spakowaliśmy się i po kawie wyruszyliśmy zaśnieżoną drogą w stronę domu.



Miarka śniegu na balkonie :)









Wieczorem dotarliśmy do domu. Wyjazd był bardzo udany. Odpoczęliśmy bez napinki, bez pośpiechu. Nasyciliśmy się śniegiem. Z ogromną ochotą wrócę w góry...... może latem.

piątek, 4 lutego 2022

Kto rano wstaje - temu puste Termy, beza i stok

 


W piątek zaplanowaliśmy wczesny pobyt na Termach w Bukowinie. Poranny bilet dwugodzinny można kupić pomiędzy 9 i 10 rano. Kosztuje mniej o 20 zł od osoby no i jest szansa na mniejszą ilość ludzi.

Rano za oknem dalej śnieżyło, słońce gdzieś tam próbowało się przebić ale z marnym powodzeniem. Efekt na niebie był niesamowity.





A to miarka opadów śniegu. Jak przyjechaliśmy cały element był odsłonięty. Na balkonie prawie nie było śniegu. Zobaczymy jak będzie przed wyjazdem.






Po śniadaniu ruszyliśmy do Bukowiny. Wyjazd od nas były utorowany przez pług ale wiatr nawiewał śnieg z pól. Porobiły się spore zaspy.


Na parkingu term było zaledwie kilka samochodów. W środku było pusto. Przez dobre 15 minut na basenie zewnętrznym byliśmy sami. Nie zdarzyło to nam się nigdy wcześniej. Zawsze były tłumy. Udało nam się przejść wszystkie stanowiska masujące w bulgotniku (rewelacja). Po godzinei zaczęło trochę więcej ludzi przybywać ale też nie jakieś tam tłumy. W wodzie termalnej spędziliśmy przyjemne 1,5 godziny. Super wygrzewać się w ciepłej wodzie na zewnątrz gdy temperatura powietrza to około minius 7 stopni, a na głowę zawiewa śnieg.




Po termach czas na..... bezę i brownie w Schronisku Bukowina. No i kawusię a nawet .... kwaśnicę.




W restauracji było pusto więc pozwiedzałam sobie najwyższe piętro. Bardzo podoba mi się styl tego miejsca. Regionalne ale nie przaśne.








Obok Schroniska znajduje się jego sklep, w którym oferują przetwory i oryginalne produkty z Podhala i nie tylko. Zrobiliśmy zakupy - smalczyk, kwaśnicę, piwo kraftowe, pasztet z dziczyzny, chleb i nalewkę kawową. Wykupiłabym wszystko!


Zanim gdziekowiek ruszyliśmy, za każdym razem Piotr musiał napracować się nad odśnieżeniem samochodu. Padało cały czas.


To było bardzo przyjemne, relaksujące, niespieszne przedpołudnie. Wróciliśmy do pokoju żeby przebrać się w narciarskie ubrania i ruszyć na stok.






Na poprawę pogody nie było co czekać bo prognozy dalej pokazywały śnieg i wiatr. Pojechaliśmy na Rusińki. Piotr pozjeżdżał na nartach a Marta założyła deskę i sama się zdziwiła jak dobrze jej szło. 

















Po jakimś czasie tak zaczęłośnieżyć i wiać, że świata nie było widać. Uciekliśmy do knajpy na kawę żeby trochę odtajeć

















Niestety nie dało się już za bardzo poszusować. Stok opustoszał i knajpa też. Nigdy nie było tu tak pusto. Był już wieczór i wypadało zjeść obiadokolację ale karczma na stoku nie zachęcała. Postanowiliśmy zjechać do Białki i tam poszukać jedzenia. Padło na Karcmę Litworowy Dwór. No duża przestrzeń, trzypiętrowa i styl góralskotakisobie. Ale jedzenie pyszne bardzo.

Po kolacji pojechaliśmy do Janiny. Znów z obawą czy nie zasypało drogi. Górale jednak dbają o gości i dojazd był przetarty. 

Piątek był naprawdę takim wypoczynkowym, fajnym dniem.