sobota, 4 września 2021

Toskania po raz drugi - Capannoli



 Po śniadaniu w hotelu w Udine ruszyliśmy w dalszą drogę, która miała trwać nieco ponad cztery godziny. Niestety w okolicy Wenecji i na dalszych odcinkach trasy pojawiały się korki związane z pracami drogowymi. Gdy staliśmy w zatorach termometr w samochodzie pokazywał niezwykle wysoką temperaturę na zewnątrz - aż 47 stopni celcjusza. Gdy ruszaliśmy temperatura spadała do 33- 35 stopni. 


Do celu dotarliśmy około 18. Po drodze korespondowaliśmy z właścicielką agriturismo Teresą. Okazało się, że musi wyjechać na pogrzeb wujka i przyjmie nas jej przyjaciółka. 


Ripa d"Era okazała się położona na równinie pomiędzy wzgórzami, niedaleko małego miasteczka Capannoli (30 km od Pizy, 50 km od Florencji).  Prowadziła do niej wąska na jeden samochód droga szutrowa. Przyjechaliśmy na miejsce i chwilkę poczekaliśmy na przedstawicielkę gospodyni. Przywitała nas ciemnoskóra ładna dziewczyna, która słabo mówiła po angielsku, trochę po francusku i po włosku. Oczywiście bez problemu, z dużą dawką śmiechu, dogadaliśmy się. Dostaliśmy klucze do apartamentu , pilot do bram i obietnicę, że Teresa jutro rano się z nami przywita. 





Po gorącym dniu miło było znaleźć się w tak zielonym, chłodnym miejscu i do tego bardzo urokliwym.  Za ogrodzeniem z krzewów laurowych  znaleźliśmy miejsce jak z filmu o toskańskich wakacjach. Duży dom  z tarasem, w cieniu drzew. Za domem duży basen z ciepłą wodą. Cisza i spokój. Dźwięk cykad. Kameralne miejsce z pięcioma apartamentami. Jeden z nich zajmowało trzech Niemców , którzy podróżowali skuterami. Drugi i trzeci rodzina z psem z Belgii. Czwarty chyba też Belgowie. Wszyscy dorośli więc w otoczeniu panował komfortowy spokój. 



Nasz apartament  o nazwie Limonaja (cytrynka) znajdował się na piętrze i składał się z saloniku z aneksem kuchennym, sypialni i łazienki. Nie mieliśmy balkonu ani klimatyzacji ale zupełnie to nie przeszkadzało. Dom zbudowany z cegły, wsyokie pomieszczenia, ceglane posadzki, okiennice w oknach powodowały i cień ogronych drzew powodowały, że nawet w upał w środku było chłodno. Do apartamentu przypisany był stolik i krzesła na tarasie pod domem oraz leżaki na basenie. Wystrój pokojów był skromny ale w tym cały urok tego miejsca. Meble drewniane, piękna rama łóżka. Z okien mieliśmy widok na basen , pola a w saloniku na podwórko a właściwie na piękną topolę (pioppo).






Okna w cały apartamencie były zaopatrzone w moskitiery dlatego właściwie cały czas były otwarte na oścież. Wieczorami wpadał miły chłód i słychać było świerszcze. 









Już dawno nie byłam w takim miejscu które dawało poczucie pełnego relaksu, swobody, komfortu  psychicznego. Gospodarze zaufali gościom i zjawiali się dopiero w porze śniadania po to by sprzątnąć, wyczyścić basen. Za chwilę już ich nie było.




Basen rzeczywiście był duży i czysty a woda ciepła. W dodatku byliśmy na nim prawie sami. Otoczony był piękną roślinnością. Miło było zanurzyć się o każdej porze a szczególnie podczas upałów.





Śniadania lubiliśmy jeść na zewnątrz ale nie na tarasie a na stołach pod drzewami przykrytych ceratami. Było sielsko, pysznie, świeżo. 
  




 Za ogrodzeniem z lauru i oleandrów , tuż obok domu, roztaczał się typowy toskański krajobraz:
droga wśród cyprysów. 









Za domem był gaj oliwny.



Znowu mieliśmy szczęście znaleźć magiczne miejsce, w którym czuliśmy klimat włoskiego dolce vita. 



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz